Lily
Postawmy sprawę jasno: jestem największą idiotką na świecie. Najgorsze nie jest wcale to, że pocałowałam Jamesa, ale to, że później wstałam i uciekłam. Ciekawe, co też mógł sobie pomyśleć! Na przykład to, że jestem niezrównoważona psychicznie?! W dodatku muszę pogodzić się z jedną bardzo ważną kwestią: zaczynam coś do niego czuć.
Wzdycham, gdy profesor Binns budzi się z pięciominutowej drzemki. Jestem jedną z niewielu osób, które to w ogóle zauważyły. Większość rozmawia w grupkach, gra w szachy czarodziejów, albo odrabia zadania na następne lekcje. Zerkam dyskretnie na Jamesa: rozmawia z jakimiś krukonkami, oczywiście ciągle poprawia grzywkę, na co one prawie mdleją. Ja mam raczej odruchy wymiotne.
Obok niego siedzi Syriusz i mówi coś ściszonym głosem do.. siedzącej na jego kolanach dziewczyny. Nie muszę patrzeć na Dorcas, żeby wiedzieć, co właśnie czuje...
Na szczęście moje męczarnie kończą się wraz z przerwą. Wszyscy wstają i szybko rzucają się do wyjścia, ja jednak trochę się ociągam. Nie chcę wpaść na Pottera, a on zawsze wychodzi prawie pierwszy z klasy. Im dłużej zajmie mi dotarcie do następnej klasy, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że go spotkam.
Niestety, spotykam go na korytarzu. Opiera się nonszalancko o ścianę i rozmawia z Glizdogonem. Kiedy przechodzę obok niego, staram się spuścić wzrok i udawać, że go nie widzę, jednak nie mogę ignorować jego spojrzenia: śledzi mnie wzrokiem przez całą długość korytarza. Przyspieszam kroku i znikam za zakrętem. Uff..
Gdy wspinam się po schodach do wieży astronomicznej, zauważam, że powoli zapada zmrok.
- Lily! - słyszę za swoimi plecami.
Odwracam się i z ulgą widzę Tessę. Tak, z ulgą. Tessę. Przez chwilę myślałam, że to James - a już wolę ją od niego.
- Mam nadzieję, skarbie, że przyjdziesz na dzisiejszą imprezkę? - pyta przesłodzonym głosem.
Dziwię się, że w ogóle zaprasza mnie na jakąkolwiek imprezę, przecież obie dobrze wiemy że za sobą nie przepadamy. Ma pewnie w tym swoje ukryte motywy, ale raczej za nic nie dowiem się, jakie.
- Skoro mnie zapraszasz... to może wpadnę - odpowiadam, ale nie zmuszam się na uśmiech.
Tessa zaczyna opowiadać mi o tym, jak bardzo nie może doczekać się imprezy, a ja bezmyślnie przytakuję, myślami będąc gdzie indziej.
Gdy wspinam się po schodach do wieży astronomicznej, zauważam, że powoli zapada zmrok.
- Lily! - słyszę za swoimi plecami.
Odwracam się i z ulgą widzę Tessę. Tak, z ulgą. Tessę. Przez chwilę myślałam, że to James - a już wolę ją od niego.
- Mam nadzieję, skarbie, że przyjdziesz na dzisiejszą imprezkę? - pyta przesłodzonym głosem.
Dziwię się, że w ogóle zaprasza mnie na jakąkolwiek imprezę, przecież obie dobrze wiemy że za sobą nie przepadamy. Ma pewnie w tym swoje ukryte motywy, ale raczej za nic nie dowiem się, jakie.
- Skoro mnie zapraszasz... to może wpadnę - odpowiadam, ale nie zmuszam się na uśmiech.
Tessa zaczyna opowiadać mi o tym, jak bardzo nie może doczekać się imprezy, a ja bezmyślnie przytakuję, myślami będąc gdzie indziej.
***
- Wyglądam dobrze? - niepewnie przeglądam się w lustrze.
- Lily, wyglądasz cholernie dobrze - woła Dorcas z łazienki.
Od jakiegoś czasu szykujemy się na imprezę Gryfonów. Nie stroimy się jakoś specjalnie, ale to normalne że każda z nas chce wyglądać trochę inaczej niż zwykle.
Obracam się dookoła własnej osi, wprawiając w ruch moją białą, zwiewną sukienkę.
Dorcas wreszcie wychodzi i pokazuje mi się w swojej pełnej okazałości. Wow. Wygląda naprawdę przepięknie, o ile tak można to nazwać. Ubrała dość krótką, czarną sukienkę, obcisłą do talii, a później lekko rozkloszowaną. W dodatku zrobiła sobie tzw. "smoke-eye", a do tego narzuciła skórzaną ramoneskę. Unoszę z podziwem brew.
- I co? - szczerzy się szeroko.
- Cholernie dobrze - odpowiadam uśmiechem.
Schodzimy na dół, żegnając się z Alice i Samanthą (naszą "sąsiadką") które wciąż się szykują.
Przychodzimy 40 minut po rozpoczęciu imprezy, a już wszyscy tańczą i świetne się bawią. Uśmiecham się, gdy czuję pozytywną energię Gryfonów i kilkunastu Puchonów i Krukonów. Nie ma żadnego Ślizgona, ale pewnie przez ich lekcje Astronomii. Zazwyczaj przychodzi przynajmniej kilku - to przecież normalni ludzie.
Dorcas rzuca jakąś złośliwą uwagę pod adresem kilku dziewczyn stojących w kącie, a ja w tym momencie czuję czyjś wzrok na sobie. Podnoszę lekko głowę i widzę Remusa wraz z Peterem. Uśmiechają się szeroko i lekko niepewnie podchodzą. Dorcas chyba zauważa w tłumie Syriusza, bo szybko się z nami żegna i odbiega, lekko podskakując.
- Hej Lily - szczerzy się Peter.
- Jakim cudem wyciągnąłeś z szafy białą koszulę? - jestem zszokowana.
Glizdogon chyba tylko dwa razy w życiu ubrał się elegancko! Remus zaczyna ze śmiechem opowiadać o dziewczynie z 5 klasy, która spodobała się Peterowi. Postanawiamy ją namierzyć i wymusić na niej rozmowę z Peterem, który oczywiście żarliwie protestuje.
W tłumie Gryfonów zauważam blond czuprynę wybranki Lupina.
- Remusie, chyba widziałam April! - szarpię go za ramię.
- O, no to idziemy! Do zobaczenia Lily! - żegnają się ze mną.
Obserwuję, jak Remus zaczyna rozmawiać z April, z Peterem u boku. Niedaleko nich tańczy Dorcas z Syriuszem. Uśmiecham się lekko i cieszę się, że wreszcie między nimi coś zaczyna się dziać. Szybko jednak orientuję się, że stoję sama na środku Pokoju Wspólnego i czuję się trochę niezręcznie. Rozglądam się dookoła. Pokój wydaje się znacznie większy niż zazwyczaj, to przez odsunięcie wszystkich mebli pod ściany i zmianę oświetlenia. Zauważam w prawym kącie pokoju duży stół z przekąskami. Wdycham. I tak nie mam nic lepszego do roboty.
Przepycham się przez tańczących (do nowej piosenki Wielkich Gnomów) i w końcu docieram do przekąsek. Pełno kremowego piwa, słodyczy z Miodowego Królestwa, dziesiątki dyniowych babeczek. Do tego oczywiście kilka butelek alkoholi. Pewnie było ich znacznie więcej. Tessa naprawdę postarała się z organizacją! Decyduję się na dyniową babeczkę, która pięknie pachnie, a w dodatku jest jeszcze ciepła. Tak jak się spodziewam, jest przepyszna, ale wolę się nie objadać na noc: zawsze mam później koszmary.
Odwracam się, gdy słyszę znajomy śmiech. W tłumie, nieopodal mnie stoi Potter i rozmawia z solenizantką, Cathlnyn. Rozmawia to w sumie delikatnie powiedziane, bo nachylają się mocno do siebie i wygląda to podejrzanie. Nic mi jednak do tego, chociaż powstrzymuję się, żeby nie rzucić zaklęcia Densaugeo, które wydłużyłoby jej przednie zęby. Postanawiam znaleźć Dorcas albo chociaż Remusa i April, ale w tym momencie Cathlyn i James mnie zauważają. I zauważają również to, że gapię się na nich z nadąsaną miną. Zaczynam czuć ciepło na policzkach. Alarm! W oczach Cathlyn widzę jakąś iskierkę, a później widzę tylko, jak przyciąga do siebie Jamesa i zaczynają się całować. Ugh. Ałć.
Odchodzę więc szybko z miejsca zdarzenia, chociaż nie wiem właściwie co mam ze sobą zrobić. Moi przyjaciele pewnie świetnie się właśnie bawią. Ironiczny głos w mojej głowie podpowiada mi, że Potter na pewno. Ta, masz rację.
Remus
nie umiałam się powstrzymać XD
Nie przepadam za tańcem i naprawdę ciężko mnie do niego zmusić, jednak April nawet nie musi mnie do tego namawiać. Wygląda ślicznie! Jasnoniebieska sukienka kręci się dookoła niej, gdy robi mały piruet. Unoszę wzrok i widzę, że szeroko się do mnie uśmiecha. Podskakujemy szybko - ona robi to z niesamowitą gracja, ja pewnie wyglądam jak skaczący ghul. Jednak, ku mojemu zdumieniu, niespecjalne mnie to teraz obchodzi. Jest taki tłum, że nikt raczej nie zwraca na mnie uwagi...
Nagle muzyka przechodzi w wolną balladę. Cholera, co mam teraz zrobić? Iść po coś do jedzenia, czy wręcz przeciwnie, poprosić...
Na szczęście to nie ja muszę zdecydować. April przybliża się do mnie i kładzie mi ręce na ramionach. Zaczynamy powoli tańczyć, a z każdym kolejnym krokiem zaczynam bardziej się wczuwać. W pewnym momencie nawet splatam swoje dłonie z jej... Czuję się tak beztroski... Nie chcę psuć tego przesłuchiwaniem jej. Przełożę to na inną chwilę...
April robi kolejny piruet, po czym nagle potyka się i przewraca prosto na mnie. Upadamy na podłogę, a kilka osób prycha zirytowanych. Dopiero po kilku sekundach zdaję sobie sprawę, w jak dziwnej sytuacji się znajdujemy. Leżę zszokowany, jakby ktoś mnie unieruchomił, a na mnie niemniej zdziwiona April. Gdy nasze spojrzenia się spotykają, wybuchamy głośnym śmiechem. Czuję, że z oczu wypływają mi łzy. Nie ocieram ich, bo trochę ciężko podnieść mi rękę, gdy siedzi na niej April.
W końcu wstajemy, wymieniając niezręczne spojrzenia. W filmach zazwyczaj w takich momentach bohaterowie się do siebie zbliżają, żeby... no wiecie.
Jednak w tej samej chwili podbiega do mnie James.
- Remus, chyba właśnie coś spieprzyłem - jęczy.
Lily
- Evans!
Przez chwilę myślę, że może to James, ale gdy odwracam się, moje zdziwienie jest jeszcze większe.
- Black? Nie tańczysz z Dorcas? - pytam zdezorientowana.
- Z Dorcas? Dopiero co przyszedłem - jest ewidentnie zdezorientowany - mieliśmy coś razem załatwić i chciałem z nią to przedyskutować.
- Przysięgam, że widziałam cię wcześniej - upieram się.
Syriusz zastanawia się nad czymś intensywnie. Muzyka zmienia się na szybki, rockowy kawałek Stu Trolli - wszyscy reagują na to głośnym aplauzem. Coraz więcej ludzi przychodzi do Pokoju Wspólnego, zauważam również twarze osób z Ravenclawu, a także dwóch Ślizgonów. Pewnie dopiero co skończyli Astronomię.
- Dobra, musimy ją szybko znaleźć. Coś tu jest bardzo nie tak - pierwszy raz słyszę jego głos bez tej aroganckiej nuty.
Może dlatego zgadzam się mu pomóc?
- Powiesz mi, o co tu chodzi? - pytam lekko skołowana.
- Później. Spotkamy się tu za 5 minut - i od razu znika w tłumie.
Prycham zirytowana, ale widząc Blacka w takim stanie nie mogę go zignorować. Naprawdę się wystraszył. A jeśli chodzi tu o Dorcas, ewidentnie nie mam wyjścia.
Poszukiwania są dosyć trudne. Co chwila ktoś uderza mnie łokciem, złe oświetlenie sprawia, że w poszukiwaniach kieruję się tylko blond włosami Dorcas. Kilka razy zaczepiam nieznajome mi dziewczyny, które są wściekłe przeszkodzeniem im w tańcu. Gdy mija 5 minut, mam ochotę się poddać.
- Ej, uważaj jak idziesz - słyszę.
Chyba nigdy w życiu nie czułam takiej ulgi. Moja przyjaciółka stoi cała i zdrowa przede mną. W ręku ściska swoją kurtkę.
- Boże, Dor! Chodź szybko, Syriusz już pewnie na nas czeka - ponaglam ją, a później łapię za rękę i ciągnę przez tłum.
Docieram do stolika z jedzeniem, a później skręcam w lewo. Ignoruję protesty Dorcas, która wciąż się wyrywa. Muszę wrzasnąć, że zaraz jej wszystko wytłumaczę. Nie chcę, żeby Black czekał i odchodził od zmysłów. Po za tym, liczę na jak najszybsze wyjaśnienia, od nich obu!
Gdy docieram na miejsce, Syriusz już na nas czeka, cały w nerwach. Jednak kiedy tylko zauważa Dorcas, od razu się rozluźnia.
Natychmiast jednak ją atakuje.
- Gdzie do cholery się umówiliśmy! Miałaś tu na mnie czekać, dokładnie 45 minut po rozpoczęciu! Szlajasz się z...
- ...tobą?! O co wam chodzi! Szłam tutaj, kiedy zaczepiłeś mnie i... - rumieni się lekko.
- To nie był on - przerywam, widząc jej zakłopotanie.
Rzuca mi pytające spojrzenie.
- Nie wiem o co tu chodzi, ale to naprawdę nie byłem ja. Dopiero co przyszedłem, nie czekałaś na mnie, zauważyłem Lily, a wtedy ona automatycznie opowiedziała mi, że widziała cię ze mną!
Zastanawiam się przez chwilę. Pierwsze, co nasuwa mi się na myśl, to użycie eliksiru wielosokowego. Kto jednak byłby na tyle zdeterminowany, by go użyć? W co wpakowała się ta dwójka?!
- Wyjaśnicie mi wreszcie o co chodzi? - wzdycham.
Wymieniają ze sobą spojrzenia. Zauważam, że Dorcas kręci lekko głową. Och, naprawdę świetnie! Bardzo mi miło!
- Później, Lily. To i tak jest już zbyt podejrzane - wyjaśnia przepraszająco Dor, po czym popycha Syriusza w stronę tłumu.
Wściekła klnę pod nosem. Chociaż przez chwilę było ciekawiej! No i oczywiście co z tego, że im pomogłam, skoro nie raczyli mi nic wyjaśnić.
W końcu siadam na kanapie, odsuniętej pod ścianę. Na szczęście nie tylko ja uważam, że impreza jest do dupy - kilkanaście innych osób siedzi na meblach i rozmawia ze sobą.
O nie, nie - myślę, gdy zauważam zbliżającego się Jamesa Pottera.
Nie ma z nim Cathlyn, ale rozgląda się uważnie, pewnie właśnie za nią. Wstaję i jak najszybciej potrafię, wymykam się w stronę dormitorium. Chyba nigdy więcej nie pojawię się na żadnej imprezie.
Dorcas
- Wystaje ci stopa - syczę.
Łapa natychmiast się reflektuje. Peleryna jest trochę za ciasna dla nas dwóch, ale na szczęście nie jest tak źle. Syriusz i tak jest dosyć szczupły.
- Nie wydało ci się dziwne, że kazałem ci spotkać się ze mną przy bibliotece? Jak niby bym wyszedł? Zmieniłbym się w psa i tak po prostu sobie pobiegł?! - mruczy wściekły.
Przewracam oczami tak mocno, że aż odrobinę mnie to zabolało.
- Tłumaczę ci od 10 minut, że ten koleś wyglądał jak ty! Gdybym tylko podważyła twoją decyzję zacząłbyś się ze mną kłócić. Znaczy, ten prawdziwy ty.
- Czasami mogłabyś zaryzykować. Po za tym, umówiliśmy się, że pójdziemy po drugiej! Chciałem chociaż trochę...
- ... poobściskiwać się? Nadrobisz stracony czas jak wrócimy - ucinam dyskusję.
Docieramy do biblioteki. Na razie nie widać "drugiego" Syriusza. Z jednej strony czuję ulgę, ale z drugiej Łapa może pomyśleć, że zwariowałyśmy. Ja sama na pewno bym tak pomyślała.
- Co robimy? - pytam szeptem.
- Czekamy... Kiedy tylko się pojawi, gorzko tego pożałuje - warczy.
Wzdycham, ale przyznaję mu rację. Żadne z nas nie ma lepszego pomysłu jak to rozegrać. Oczywiście, że nie mogło nam to pójść łatwiej! Zawsze coś musi nam przeszkodzić.
Po trzech minutach zza załomu korytarza wychodzi... Syriusz Black. Teraz dopiero widzę jednak, że porusza się z mniejszą pewnością siebie i.. ekhem... gracją? Oprócz tego właściwie wszystko się zgadza. Oczywiście oprócz ubioru, bo prawdziwy Łapa narzucił na siebie czarną marynarkę i czerwoną koszulę, a ten sztuczny niebieską marynarkę i czarną koszulę.
Czuję, jak Syriusz sięga do kieszeni, ale powstrzymuję go łapiąc jego nadgarstek. Może uda nam się czegoś dowiedzieć? Black jednak nie ma zamiaru czekać. Wyrywa mi się i natychmiast wyciąga różdżkę.
- Petrificus Totalus! - krzyczy.
Jęczę, bo jego wrzask na pewno sprowadzi tu zaraz Filcha. Drugi Syriusz upada na ziemię, ale z chwilą, gdy Black zrzuca z nas pelerynę niewidkę, zza rogu w moją stronę pędzi czerwone światełko. Drętwota?
Upadam na zimną posadzkę z cichym jękiem. Na szczęście nie tracę przytomności. Widzę, jak Łapa walczy z kimś schowanym za rogiem. Robią to naprawdę zawzięcie, zresztą, to normalne u Syriusza. Jestem pewna, że da sobie radę, boję się jednak, że zaraz przyłapie nas Filch albo stróżujący nauczyciel. Szlaban pogrążyłby moje marzenia o normalnych ocenach, a przede wszystkim o startowaniu do drużyny Quidditcha. Drętwienie w kończynach powoli znika, a ja oddycham z ulgą. Syriusz kończy pojedynek z tajemniczą osobą. Powoli wstaję i natychmiast wyciągam różdżkę. Fałszywy Black jakimś cudem szybko wyzwolił się spod działania Petrificusa!
- Drętwota! - mruczę, zaklęcie w ostatecznej chwili chybia celu i trafia w kolumnę obok.
Drugi Syriusz ucieka. W osłupieniu wpatruję się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał. Odwracam się w stronę prawdziwego Blacka, ten jednak również patrzy przed siebie.
- O nie, nie mów, że ten też uciekł - mówię zrezygnowana.
- Myślisz, że powinniśmy iść po tą książkę? - wzdycha Syriusz.
- Zaraz przyleci tu jakiś nauczyciel... Chyba musimy pogodzić się z porażką.
Zdumiona widzę, jak Łapa przytakuje. Narzuca na siebie pelerynę, pod którą chwilę później szybko się wślizguję. Gdy oddalamy się na bezpieczną odległość, słyszymy szybkie kroki, a zaraz po nich miauczenie... Filch. Patrzymy na siebie porozumiewawczo.
Hej, jestem ciekawa co sądzicie o rozdziale!
Przepraszam za dziwne formatowanie pewnych napisów, sama nie wiem o co chodzi XD
Kolejny rozdział tak jak zwykle, czyli za 2 tygodnie :)
Pewnie będzie trochę bardziej dopracowany, no i oczywiście dłuższy!
Już za 11 dni święta! Jak ten czas szybko leci...
Cześć.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Lily wie, że jest idiotką ;p To wieczne uciekanie naprawdę jest irytujące. Podobał mi się jednak opis napięcia pomiędzy nią a Jamesem, lubię takie sytuacje.
Stół z przekąskami to zawsze dobra alternatywa ;) Koleżanki Lily to niezłe zdrajczynie, skoro tak szybko zostawiły ją na pastwę Jam... eee, Losu.
Nie dość, że James rujnuje swoje szanse u Lily, to jeszcze miesza szyki Remusowi... Ech, musi być ciężko być przyjacielem Huncwota.
Druga część rozdziału była tak zagmatwana, że sama nie wiem, co właściwie się wydarzyło :) Eliksir wielosokowy, pojedynki? Kto byłby aż tak zdeterminowany, żeby przez parę miesięcy pichcić nielegalny eliksir z bardzo rzadkich składników? Dziwna sprawa.
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Hej, kochana.
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam naprawdę błyskawicznie, chociaż zrobiłam to dopiero teraz, bo wcześniej nie miałam czasu. W każdym razie pochłonęłam go, pragnąc się dowiedzieć, o co chodzi, a tu nic. Muszę jeszcze poczekać, no trudno :)
Szkoda, że Lily nie miała okazji (a raczej nie chciała mieć), żeby porozmawiać z Jamesem i wszystko na spokojnie wyjaśnić. A tu na imprezie zobaczyła, jak całuje się z kimś innym i pewnie teraz znowu będzie do niego wrogo nastawiona. Ale może to nie był on, tylko ktoś inny? Może ktoś podszył się nie tylko pod Syriusza, ale też pod Jamesa? A nawet jeśli nie, to Potter pewnie nie chciał tego pocałunku, tyle że Lily nie mogła już tego zobaczyć, bo sobie poszła. Ugh, mam nadzieję, że wyjaśnią wszystkie nieporozumienia i najlepiej, jeśli się przy tym pocałują :D
Krótka sytuacja z Remusem także mi się podobała, ale oczywiście nie mogło być pięknie i James musiał wszystko zepsuć. Jestem ciekawa, co takiego "spieprzył". Pewnie chodzi o Lily.
I na koniec ta sytuacja z Blackiem i eliksirem wielosokowym. Bardzo mnie to zaciekawiło i nie mogę się już doczekać, aż się dowiem, kto za tym stoi? Może Snape? Albo któryś ze Ślizgonów?
Czekam na następny rozdział i pozdrawiam gorąco.
Wesołych i ciepłych świąt oraz duuużo weny :*
Całuję i ściskam,
Optimist