niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 5


Dorcas

Kocham Hogwart całym swoim sercem, jest jednak coś, czego naprawdę bardzo, bardzo nienawidzę. Wczesnego wstawania na zajęcia. Właśnie ta nienawiść zawsze sprawia, że budzę się znacznie później niż powinnam. A teraz właśnie biegnę na Zaklęcia, niestety profesor Flitwick nienawidzi spóźnień znacznie bardziej, niż ja wczesnych zajęć.
Zbiegam ze schodów, potem czekam aż łaskawie się obrócą. Pokonuję je po dwa stopnie. Wpadam przez przypadek na jakąś dziewczynkę, która kierowała się w stronę toalety. Wreszcie docieram do korytarza, w którym mieści się klasa.
Nagle coś przykuwa moją uwagę. Portret, wiszący tuż obok klasy Zaklęć jest pusty. A zawsze znajdował się w nim najbardziej towarzyski staruszek, jakiego w życiu widziałam. Jego nazwiska nie potrafię wymówić, jednak często zaczepia uczniów i opowiada swoje najzabawniejsze anegdotki. Nigdy nie opuszcza portretu, czeka zawsze na przerwy, wymyślając nowe historie. A teraz zniknął, co naprawdę nie jest normalne! To musi mieć jakieś większe znaczenie.
Podchodzę ostrożnie do pustego portretu. Wygląda na nienaruszony, dziwne. Nagle zauważam małą karteczkę wetkniętą w prawy dolny róg obrazu. Rozglądam się dookoła, jakbym czekała na pojawienie się Syriusza, krzyczącego coś o nowym kawale. Karteczka jest  złożona na pół. Drżącymi z przejęcia dłońmi rozkładam ją i... nic. Pusta. Prycham zirytowana, jednak na wszelki wypadek wkładam ją do kieszeni. To nie mógł być przypadek, w końcu żaden portret nie pozwoliłby na włożenie kartki, gdyby był w ramach obrazu. Później porozmawiam o tym z Lily, ona na pewno wpadnie na jakiś pomysł.
Zerkam na zegarek na ręce: 9:29. Prawie półgodzinne spóźnienie, w dodatku z pustym żołądkiem, bo śniadanie już dawno się skończyło. Biorę głęboki wdech i... naciskam klamkę starych drzwi sali Zaklęć.
Automatycznie wzrok wszystkich kieruje się na mnie. No tak, ciekawe kto się dziś spóźnił... Oczywiście, że Dorcas Meadowes! Profesor Flitwick patrzy na mnie z litością.
- Cieszę się, że zaszczyciła nas pani swoją obecnością.
Przepraszam grzecznie i szybko siadam w ostatniej ławce, obok Alice. Patrzy na mnie z dezaprobatą i wzdycha cicho. Przewracam oczami, dobrze wiedząc o co jej chodzi: nie toleruje spóźnień. Jest niesamowicie pilna i zawsze wszystko robi perfekcyjnie na czas - czyli totalne przeciwieństwo mnie. Postanawiam się nie narzucać, tylko szybko otwieram podręcznik na stronie podejrzanej u niej i wyciągam pióro.
Flitwick pokazuje nam powtórzenie zaklęcia Aquamenti, więc nie żałuję swojego spóźnienia. Tak naprawdę nie dostałam szlabanu, a tylko mogłam się wyspać. Flitwick każe nam przeczytać cały rozdział 5, na co wielu uczniów jęczy głośno. Posłusznie przewracam dwie strony i zaczynam czytać. Starożytni czarodzieje bla bla bla, potężne zaklęcie bla bla bla, Aquamenti jako zaklęcie urodzaju bla bla bla... Nagle czuję czyjś wzrok na swoich plecach. Odruchowo odwracam głowę i napotykam wzrok Syriusza. Szybko spuszcza głowę i... czy on się zaczerwienił? Odwracam się szybko i spuszczam wzrok na książkę. Czuję, jak na policzki wypływa mi rumieniec. Dlaczego tak się tym przejęłam?! To tylko Syriusz...



Lekcja szybko mija, to dzięki żartom Flitwicka i oblaniu Snape'a wodą "przez przypadek" przez Jamesa. Gdy wychodzimy z klasy szybko doganiam Lily, która przez całą lekcję była dziwnie przygaszona. Mam nadzieję, że wszystko u niej dobrze. Zauważam, że James patrzy na nią przez chwilę ze zmarszczonymi brwiami. Może się pokłócili? To w sumie dość prawdopodobne. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego Ruda nie chce dać szansy Rogaczowi. On tak się dla niej stara.. Chciałabym, żeby jakiś chłopak robił to samo dla mnie, co James dla Lily.
- Hej Lily! Co u ciebie? - wołam i łapię ją za ramię.
Odwraca głowę i patrzy na mnie smutno. Uśmiecha się słabo i zapewnia, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.
- Na pewno? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć - przekonuję.
Ruda wzdycha ponownie i kręci głową. Później stara się zmienić temat, mówiąc coś o następnej lekcji i o tym, jak bardzo nie lubi Wróżbiarstwa. Daję się wciągnąć w rozmowę, jednak tak naprawdę przez cały ten czas zastanawiam się, co mogło się stać. Gdyby tu naprawdę chodziło o kłótnię z Jamesem, w życiu by się tak tym nie przejęła...

***

Dzień mija niezwykle szybko i ani się obejrzę, a jestem już na kolacji w Wielkiej Sali. Huncwoci śmieją się najgłośniej ze wszystkich osób i widocznie o to im chodzi. Co chwila pokazują sobie jakieś małolaty, które wpatrują się w nich z nabożną czcią. Zazwyczaj nabijam się razem z nimi, jednak tym razem jestem odrobinę przygaszona. Chodzi oczywiście o Lily. Cały dzień zachowuje się bardzo dziwnie, nie rozmawia prawie z nikim, wygląda na to, że wciąż o czymś intensywnie myśli. Parę razy przyłapałam ją na zerkaniu na Snape'a! Czy tu może chodzić o niego? Jeśli znowu się do niej przyczepił, muszę powiedzieć o tym chłopakom. Jakiś czas temu ciągle chodził za Lily i próbował przekonać ją, by mu wybaczyła. Nie dziwiłam się Rudej, że nie chciała słyszeć o przeprosinach. W końcu to Snape, a jeszcze tak nie dawno nazwał ją szlamą...
Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że ktoś mnie woła. Podnoszę wzrok i widzę rozbawioną twarz Syriusza. Wzdycham, gdy zaczyna żartować sobie z jakiegoś tekstu Petera. Naprawdę nie wiele mnie to dziś obchodzi, i nawet nie zamierzam udawać, że się śmieję. Wzruszam tylko ramionami. Łapa jest nie pocieszony moją reakcją. 
- Wszystko okej? - pyta poważniejszym tonem.
Jestem trochę zdziwiona, że w ogóle go to obchodzi. Jednak tak naprawdę robi mi się ciepło na sercu. Nie potrafię tego wyjaśnić. To niemożliwe, żeby Syriusz mi się podobał. Traktuję go tylko jak brata, z którym mam dobry kontakt. Po za tym, nawet gdybym coś do niego czuła, to nie ma większego sensu. Dobrze wiem, że Łapa uwielbia łamać serca. Nie chcę, żeby moje również zostało zniszczone.
Patrząc mu w oczy przypominam sobie o kartce, którą znalazłam w portrecie. Może on będzie coś w stanie poradzić? Wyjmuję teraz już pomiętą karteczkę z kieszeni spodni i wręczam mu. Syriusz ze zdziwieniem ogląda ją ze wszystkich stron. 
- Wydaje mi się, że może tam być jakaś sekretna wiadomość - wyjaśniam.
Skupia się i próbuje wypowiedzieć jakieś zaklęcia. Jego wzrok pada po chwili na świeczce. W sumie, również mogłam o tym pomyśleć. Uważnie obserwuję, jak ostrożnie trzyma kartkę nad płomieniem i czeka, aż jakieś litery pojawią się na kartce. Nic. 
Zawiedziona przyjmuję kartkę z powrotem.
- Niestety, nic z tego. Skąd ją masz? - pyta.
Opowiadam mu jak przed wejściem do klasy zwróciłam uwagę na pusty porter staruszka. Syriusz zastanawia się nad tym chwilę.
- Być może źle się do tego zabieramy? Spróbuję coś wymyślić i dam ci znać - uśmiecha się szeroko.
Jestem wdzięczna, że tak się tym przejął, bo mam wrażenie, że to może być coś ważnego. Czasami intuicja jest niezawodna, szczególnie ta kobieca!


Emily

Wzdycham i podnoszę głowę, gdy słyszę, jak ktoś mnie woła. Oczywiście, że jest to Severus. Jedna z niewielu osób, które mnie szczerze lubią. Przecież dobrze wiem, co inni mówią o mnie za plecami: szlama, niegodna bycia w Slytherinie. Niestety, wszyscy się mylą: jestem czystej krwi. Plotki są krzywdzące, jednak przez te wszystkie lata nauczyłam się je ignorować i nimi nie przejmować. 
Severus siada obok mnie z nietęgą miną. Posyłam mu pytające spojrzenie. 
- Próbowałem wczoraj wieczorem zakraść się do Wrzeszczącej Chaty, tak jak mówiłaś - szepcze - ale nie udało się. Była wyjątkowo agresywna, nie potrafiłem jej uspokoić. 
Posyłam mu pełne współczucia spojrzenie. Dobrze wiem, że naprawdę zależy mu na wkopaniu Huncwotów. Pewnie głównie ze względu na Lily, ale nie mogę go winić, chociaż naprawdę nie wiem, co w niej widzi. Owszem, zachował się okropnie niesprawiedliwie, ale każdy popełnia błędy. Gdyby ta Gryfonka była choć odrobinę tak mądra za jaką się uważa, wybaczyłaby mu. Nie zadręczałaby go. Nie sprawiała, że myśli tylko o tym, jak wielkim jest idiotą. 
- Spróbujesz następnym razem. Nie martw się, może spróbuję coś wymyślić i lepiej cię przygotować - uspokajam go. 
Kiwa głową, jednak wciąż nie jest przekonany. Wzdycham cicho. 
- Dobra. Chodźmy do biblioteki, poszukamy jakiś informacji o Wierzbie i o jej uspokajaniu - zawyrokowałam.
Severus ociąga się lekko, ale w końcu idzie za mną. Dobrze wie, że nie mamy innych pomysłów. 
Po chwili docieramy do biblioteki. Każę mu poszukać informacji w dziale o roślinach, a ja sama idę poszukać książki o Hogwarcie. Mijam kilka alejek i docieram do dość odległej alejki oznaczonej plakietką "Historia". 
Podchodzę do regału i skupiam się na poszukiwaniu książki. Potrzebuję czegoś w rodzaju Dziejów Hogwartu, Wreszcie udaje mi się ją znaleźć: dość gruba, ani trochę nie zakurzona: jest oblegana przez uczniów i jestem szczęśliwa, że nie muszę czekać na nią w kolejce jak to było parę razy. Wyciągam ją z półki i szybko idę w stronę stolika. Nietoperz już tam na mnie czeka, z kilkoma małymi tomikami. 
- Znalazłeś coś ciekawego? - pytam, kładąc swoją cegłę na stoliku. 
Kręci przecząco głową. Siadam więc na przeciwko niego i zabieram się za poszukiwania. Próbuję nie patrzeć na niego ukradkiem, a już na pewno nie przyglądać się jego błyszczącym oczom i śmiesznej minie, którą robi gdy się skupia. Ech, zachowuję się jak idiotka.



Po kilkunastu minutach wertowania grubej Historii Hogwartu, wreszcie udaje mi się znaleźć wzmiankę o Bijącej Wierzbie. 
- Severus, posłuchaj! Wierzbę Bijącą posadzono całkiem niedawno, więc również sposoby jej ujarzmiania nie są do końca znane. Podobne do niej gatunki wystarczy jednak oszukać, za pomocą swojej zwinności, aby później uderzyć ją w jej słaby punkt, unieruchamiając na parę sekund - czytam z przejęciem. 
Nagle słyszę teatralny kaszel za naszymi plecami. Syriusz Black. 


Lily

Staram się nie przejmować listem z pogróżkami, zostawionym w mojej sypialni. Próbuję również udawać, że wszystko jest okej, ale jestem niezwykle słabą aktorką. Staram się również w jakiś sposób uspokoić samą siebie, żeby nie zwariować. To nie mógł być Severus, on nigdy nie podrzuciłby mi czegoś takiego. Nigdy nie chciałby mnie zabić... prawda? Nie mogę być jednak niczego pewna. Jeśli Mulciber i Avery zdołali mu wmówić, że wszystkie mugolaki to zło, może się obrócić przeciwko mnie. O ile nie zrobił tego nazywając mnie szlamą.
Wzdycham i przecieram oczy. Nie mogę się tym tak zadręczać. Kiedy nadejdzie czas, przyjdą po mnie, a wtedy pożałują, że w ogóle wpadli na taki pomysł. Odkładam książkę na kanapę i wpatruję się w wesołe płomienie ogniska. W Pokoju Wspólnym jest mało Gryfonów - większość spędza czas na dworze, póki nie nastała jeszcze cisza nocna, albo uczy się w bibliotece lub w swoich Dormitoriach. Korzystam z chwili samotności, chwili na przemyślenia. 
Słyszę głośny wybuch śmiechu paczki trzecioklasistek. Uśmiecham się pod nosem. Dałabym dużo, żeby znów być w trzeciej klasie i przejmować się tylko tym, że chłopak, który mi się podoba, nie odpowiedział na mój uśmiech.
Do pokoju wchodzi.. Alice. Uśmiecha się do mnie i siada obok. Widzę, że w ręku trzyma niebieską kopertę. Posyłam jej pytające spojrzenie. Widać, że jest lekko zmieszana.
- Słuchaj... James kazał mi ci to przekazać. Nie czytałam, mam nadzieję, że nie obrazisz się na mnie...
- Niby czemu miałabym się obrazić? - mruczę i wyciągam rękę po list.
Alice wzdycha i wręcza mi kopertę. Lekko się odsuwa, żebym mogła spokojnie go przeczytać.
Rozrywam kopertę, w sumie trochę podekscytowana. O co tym razem mu chodzi? Jakaś kolejna akcja, a może chce mi coś ważnego powiedzieć? Może ma to związek z ostrzeżeniem, które dostałam?
W końcu wyciągam lekko pomiętą kartkę, zapisaną jego niedbałym pismem. Tekstu jest jednak podejrzanie mało. Zerkam na Alice, która ewidentnie nie może się doczekać, aż to przeczytam i wszystko jej wyjaśnię.
Zaczynam czytać.

Evans
Przyjdź dziś o 12 na błonia. Będziesz wiedziała gdzie dokładnie iść.
Przynieś ze sobą coś ciepłego. A, i przyjdź sama. To ważne.
Potter

Unoszę lewą brew. To tyle? 
Przenoszę wzrok na Alice.
- I co? O co mu chodziło? - pyta rozemocjonowana. 
Zastanawiam się. Skoro mam przyjść sama, to pewnie równoznaczne z tym, że nie chce, by ktokolwiek inny o tym wiedział. Przykro mi Alice, ale zostałam zaintrygowana. A to znaczy, że niestety nic ci nie powiem.
- Jakiś głupi wierszyk, znowu jak za dawnych czasów i "Evans, umów się ze mną" - kłamię.
Alice markotnieje, ale kiwa głową ze zrozumieniem. 
- Liczyłam, że się zmienił i coś między wami... rozumiesz. No, nic, trudno - uśmiecha się sztucznie. 
Powstrzymuję się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Prawie wszyscy moi znajomi uroili sobie chyba, że jesteśmy świetnym materiałem na parę. Niestety, o ile Potterowi chyba wciąż na tym zależy, ja absolutnie nic do niego nie czuję. Nic! 
- A, Lily, zapomniałam. Muszę ci coś powiedzieć. Tylko proszę, nie mów tego nikomu. A już na pewno nie Frankowi - ścisza głos.
Kiwam głową zachęcająco, a ona cicho wzdycha. Od zawsze to z Alice dzieliłam wszystkie swoje sekrety, a ona mówiła mi nawet o jej wątpliwościach co do związku z Frankiem. Chyba nikt nie znał jej lepiej ode mnie, nawet Dorcas nie była mi tak bliska. Jedyna osoba, którą kiedyś obdarzałam większym zaufaniem był... Severus. 
- Postanowiłam powiedzieć McGonagall o naszych podejrzeniach, że to Mulciber i Avery mogą być sprawcami akcji z mugolakami.
- Co zrobiłaś?! - podnoszę głos.
Głowy kilku osób siedzących w Pokoju obracają się w naszą stronę, a Alice posyła mi zrezygnowane spojrzenie.
- Ty też uważasz, że to błąd? Przecież musimy coś zrobić, Lily, ty też pochodzisz z niemagicznej rodziny. Jesteś w niebezpieczeństwie! 
- Przecież o tym wiem. Nie mówię, że popełniłaś błąd, tylko... nie jestem pewna, czy to był dobry moment - próbuję wyjaśnić. 
- Dobra, a kiedy będzie dobry moment? Gdy wytępią pół szkoły?
- Nie przesadzaj - wzdycham.



Milczymy, każda odwraca głowę w drugą stronę. Ja wpatruję się w kominek i ogień, tym razem lekko ospały. Czuję się trochę winna. Alice zdobyła się na odwagę i opowiedziała o swoich podejrzeniach McGonagall, prawdopodobnie robiąc to przeciwko Frankowi. A ona nie należała do najodważniejszych osób. Powinnam być bardziej wyrozumiała.
- No dobra, dobrze zrobiłaś. Po prostu.. trochę mnie zaskoczyłaś, okej? - mówię łagodnym głosem.
Alice uśmiecha się lekko.
- Sama siebie zaskoczyłam, raczej bałabym się powiedzieć coś takiego McGonagall - odpowiada.
Nagle zdaję sobie sprawę, że mogła powiedzieć jej o nim. Nie chcę, żeby miał problemy. 
- Mówiłaś jej o... Sev... Smarkerusie? - to słowo ledwo przechodzi mi przez gardło, ale nawet Alice nie może wiedzieć, że on wciąż coś dla mnie znaczy.
- Tak... On przecież też jest w to zamieszany - odpowiada lekko zmieszana. 
Kiwam nieśmiało głową. Dlaczego miałaby go chronić? Szczególnie po tym, jakie historie o nim słyszała. Uśmiecham się sztucznie. Nie wiem, czemu to tak mnie zabolało. Czuję skurcze w żołądku, muszę uciec, zanim Alice zda sobie z wszystkiego sprawę. 
Jak już mówiłam, wiedziałam wszystko o Alice, ale ona wiedziała  o mnie znacznie mniej. 
- Pójdę się położyć. Dzięki za dostarczenie listu, zobaczymy się jutro rano.
I już mnie nie ma, zanim zdąży coś powiedzieć. Szybko wchodzę po schodach do Dormitorium, żeby szybko wślizgnąć się do łóżka. Dzięki Bogu, nikogo nie ma. Muszę się uspokoić. Przecież nic wielkiego się nie stało, Lily! Przejęłaś się tym bardziej niż listem z pogróżkami. Niestety, ludzie, na których nam zależy tak na nas działają. 

***

Dochodzi godzina dwunasta, gdy wymykam się po cichu z sypialni. Dziewczyny od dwóch godzin smacznie śpią, Dorcas nawet zaczęła chrapać. Gdy jestem już w Pokoju Wspólnym, zakładam buty i udaję że nie widzę śpiącego na kanapie Petera. Dookoła niego wala się mnóstwo książek - jak zwykle uczył się zbyt późno. 
Gruba Dama nie jest zadowolona z mojej nocnej przechadzki, ale zbyt mocno mnie lubi, by komuś o tym powiedzieć. W dodatku komplementuję jej obrzydliwy kapelusz. 
Staram się omijać wszystkie nie śpiące portrety, a także chodzić blisko ścian, żeby w razie czego schować się gdzieś w kącie. Na szczęście sprzyja mi szczęście i nie natykam się na żadnego nauczyciela, ucznia czy nawet ducha. 
Gdy wychodzę na dwór, wreszcie oddycham z ulgą. Rześkie powietrze sprawia, że czuję się znacznie lepiej. Rozglądam się dookoła, ale nie widzę niczego, co może naprowadzić mnie na miejsce spotkania. Postanawiam więc iść w miejsce, gdzie zazwyczaj spędzam czas po obiedzie. 
Po drodze zauważam powbijane w ziemię świecące gałązki. Żeby je zauważyć, trzeba podejść naprawdę, naprawdę bardzo blisko. W pewnym momencie zaczynają prowadzić w zupełnie inną stronę. Postanawiam pójść za nimi, to pewnie robota Jamesa. Czasami muszę się wysilić, żeby je zauważyć, ale w gruncie rzeczy są naprawdę niezłe. Potter coraz bardziej mnie zaskakuje. 
Po chwili zauważam coś dziwnego: w oddali widzę coś w stylu koca, dookoła którego jest więcej świecących gałązek, które dają więcej światła. Podchodzę bliżej i widzę, że na kocu jest pełno słodyczy, owoców oraz mnóstwo poduszek. Jestem tak zdziwiona, że po prostu stoję i wpatruję się z lekko otwartymi ustami. 



- Evans! - słyszę okrzyk Pottera i odruchowo odskakuję do tyłu z cichym piskiem.
Wyłania się zza drzewa, a w ręce trzyma różdżkę, która świeci niebieskim światłem. Unosi ją do góry, a światełko wzbija się w górę i znika na niebie. Nagle spada na nas deszcz niebieskich iskier, które osiadają na moim ubraniu i lekko błyszczą. James też jest cały pokryty niebieskimi iskrami, ale w ich świetle wygląda naprawdę nieźle. Nagle znikąd zaczyna grać cicha, jazzowa muzyka. Moja mina wciąż pozostaje taka sama: szok, niedowierzanie. Muszę naprawdę idiotycznie wyglądać, ale nie spodziewałabym się po nim czegoś... takiego.
- Zapraszam na jedzenie - uśmiecha się nieśmiało.
On. Nieśmiało.
Jak w transie siadam na kocu i spoglądam na pytająco.
- Przygotowałeś to wszystko... dla mnie? - pytam.
- A dla kogo innego, skoro cię tu zaprosiłem? Jeśli cię tym wystraszyłem, to..
- Nie, nie... Jest... miło - uśmiecham się zakłopotana. 
Zaczynamy jeść, a James zaczyna niezobowiązującą rozmowę. Po chwili zdaję sobie sprawę, że śmieję się z jego żartów, a także sama coś mu opowiadam. W mgnieniu oka zjadamy większość słodyczy, które popijamy jabłkowym cydrem. Gdy jesteśmy najedzeni, James kładzie się na poduszkach, a ja idę za jego przykładem. 
Wpatruję się w gwieździste niebo i nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę: spędzam świetny wieczór (a może noc, jakkolwiek to brzmi) w towarzystwie Jamesa Pottera. Nagle niebo przecina srebrna smuga. 
- Spadająca gwiazda! - wołam.
- Na co czekasz, życzenie! - ponagla mnie James.
Myślę. Czego mogłabym sobie zażyczyć? Tego, żebym zawsze była taka szczęśliwa jak teraz. Zaciskam mocno oczy, żeby życzenie stało się silne. Gdy je otwieram, widzę wpatrujące się we mnie orzechowe oczy Jamesa. 
- Nie będę kłamał, Evans. Nie zorganizowałem tego tylko po to, żeby fajnie spędzić z tobą czas - mówi z poważną miną. 
- Och. 
- Chciałem cię zaprosić na bal. Mówiłaś, że muszę się postarać - uśmiecha się szeroko. 
Odpowiadam największym uśmiechem, jakim ostatnio kogoś obdarzyłam. 

3 komentarze :

  1. Cześć.
    Nowy rozdział! A już prawie spisałam tę historię na straty. Byłoby świetnie, gdyby kolejne pojawiały się częściej, zwłaszcza, że już prawie nic nie pamiętam z poprzednich.
    Historia z perspektywy Dorcas bardzo mi się podobała. Wprawdzie te rozmyślania typu "nie, nie kocham Syriusza, jest dla mnie jak brat (!), a jeśli nawet, to cośtam" były trochę nie na miejscu, bo są strasznie oklepane i nie ma w nich krztyny oryginalności, która w potterowskich fanfickach jest najważniejsza, ale historia z portretem była ciekawa. Takie drobne wydarzenie w morzu hogwarckiej codzienności, a takie interesujące. Ciekawa jestem ciągu dalszego.
    Knowania Severusa i Emily też wyszy całkiem ładnie, chociaż wydaje mi się, że w takiej książce jak Historia Hogwartu sformułowanie "całkiem niedawno" wygląda trochę niezgrabnie :) Sam wątek jednak ciekawy. Snape sam nie wie czego chce, szukając przejścia przez Wierzbę...
    Końcówka była cudowna! Naprawdę urocza i pomysłowa. Bystry James wykorzystał ciekawość Lily i skłonił ją do udziału w randce i - najwyraźniej - do partnerowania mu na balu. Pięknie!
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pomocne uwagi, na pewno wezmę je pod uwagę! ;)

      Usuń
  2. Hej, kochana.
    Przepraszam za opóznienie, ale w końcu jestem.
    Rozdział bardzo ciekawy, szybko mi się go czytało j był naprawdę przyjemny.
    Tak samo jak Dorcas nienawidzę wcześnie wstawać, ale jeszcze bardziej nienawidzę chodzić do szkoły. Może gdyby to był Hogwart, byłabym bardziej pozytywnie nastawiona? :)
    W każdym razie, zaciekawiła mnie ta tajemnicza kartka w ramie obrazu. Zastanawiam się, czy razem z Syriuszem coś wymyślą, żeby odszyfrować, co jest na niej napisane, o ile w ogóle coś jest. Ogólnie, coś chyba zaczyna pomiędzy nimi iskrzyć :)
    Ciekawe, jak Emily i Snape wykorzystają tę wiedzę odnośnie Wierzby Bijącej? Może Black wybije im to z głowy, chociaż nie wiem, w jaki sposób mógłby to zrobić.
    Ojej, James tak bardzo się postarał. Najpierw ten liścik, a potem... Jaki on jest uroczy ♡ Teraz Lily koniecznie musi się zgodzić na ten bal. Nie ma innej opcji.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Przepraszam, że komentarz jest taki krótki i mam nadzieję, że niczego nie pominęłam.
    Pozdrawiam gorąco i życzę weny,
    Optimist

    OdpowiedzUsuń