wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział 3


Lily

Który to już raz? Czwarty, piąty, a może nawet szósty. 
Znów się na mnie gapi, a ja wbrew sobie zaczynam się naprawdę denerwować. Nie tak jak zwykle, czyli nie wybucham gniewem. Jestem po prostu zestresowana, że coś mogło się wtedy wydarzyć między nami. Ani on, ani ja, nie jesteśmy tacy jak wtedy. Oczywiście, wobec siebie. James zazwyczaj uśmiechał się do mnie ironicznie i co chwila mrugał z wyszczerzonymi zębami. A ja zawsze pokazywałam mu środkowy palec, czy też nawet wrzeszczałam, że jest wkurzający. Teraz? Tylko to dziwne napięcie i ukradkowe spojrzenia. Wzajemne irytowanie się wyparowało, jak za dotknięciem różdżki Remusa. 
- To jest B-O-S-K-I-E! - woła Dorcas, wymachując rękami.
Spoglądam na jej lazanię, a później na moje naleśniki z polewą czekoladową. Zdecydowanie bardziej wolę mój talerz, ale uśmiecham się do niej lekko. 
- Przynajmniej nie mówisz z pełnymi ustami, jak Łapa.
Odwracam głowę. Tessa. Dellaney. 
Jak zwykle musi się wciskać w nasze rozmowy. Nie dość, że Dor zaczęła już rok temu spędzać z nią każdą swoją wolną chwilę, to jeszcze przecież należała do Huncwotów. Miałyśmy dla siebie naprawdę mało czasu i z każdym kolejnym dniem czułam, że się od siebie oddalamy. Tessa uśmiechnęła się do mnie sztucznie i usiadła pomiędzy nami. Usiadła to za mało powiedziane - wepchnęła się i kilka razy dostałam od niej łokciem w żebro. Prycham wściekle i spuszczam wzrok na mojego naleśnika. 
- No więc, Cas, słyszałaś najnowszej akcji? - pyta podekscytowana.
Tessa i jej newsy. Problem w tym, że 3/4 z nich są wyssane z palca. Dorcas jednak uważa, że to trochę zabawne i uwielbia ich słuchać. 
- Niech zgadnę, znowu ktoś wyznał ci, co do ciebie czuje - uśmiecham się drwiąco.
Widzę ukradkiem, że Meadowes rzuca mi karcące spojrzenie, ale mam to głęboko gdzieś. Tessa zawsze traktuje mnie jak powietrze, czasem, gdy zostajemy same, nie zamienia ze mną ani jednego słowa.
- Wiesz, że tak? I był to niejaki Peter - warczy. 
- Nasz Peter? Nawet gdybyś była ostatnią dziewczyną na Ziemi, on nie zbliżyłby się do ciebie na jeden krok - przewracam oczami.
- Bo się wstydzi.
- Raczej brzydzi.
Tessa prycha i już wiem, że nie ma ciętej riposty. Uśmiecham się i biorę kolejny kęs przepysznego naleśnika.



- No, więc... Tessa, tym razem sobie nie żartuj. Wiesz, że przyjaźnię się z Peterem i nie mam zamiaru się z niego nabijać - wzdycha Dorcas.
Tessa opiera łokieć na stole, specjalnie izolując mnie od Dor. Przewracam oczami, ale uważnie słucham ich rozmowy.
- Podszedł do mnie po eliksirach i zaczepił. Rozumiesz, znalazł mnie mimo, że nie mógł mieć pojęcia, gdzie w danej chwili mamy lekcje - wydaje mi się, że Tessa lekko się uśmiecha
Nagle słyszymy odkaszlnięcie za naszymi plecami. Odwracam się i nie mogę powstrzymać uśmiechu - to sam Glizdogon, wpatruje się w Tessę z niedowierzaniem.
- Jak możesz coś takiego wygadywać?
Teatralnie kaszlę i odsuwam od siebie pusty talerz.
- Dziękuję za ciekawy obiad - nawet nie próbuję powstrzymać uśmiechu, kiedy wychodzę z Sali.
Czuję na sobie zaciekawiony wzrok Jamesa. Wpadam na szatański plan i staram się iść z jak największą gracją. Wiem, że to nie ujdzie jego uwadze.
Słyszę podniesiony głos Dorcas i wyższy o oktawę Tessy. Boże, czekałam na tą chwilę już tak długo! Może wreszcie wyjdą na jaw kłamstwa tej idiotki... Dotychczas myślałam, że większość Krukonów jest inteligentna, ale są jednak wyjątki znacznie odstające od reszty.
Kieruję się do Pokoju Wspólnego, bo mam teraz godzinną przerwę od zajęć. I bardzo dobrze, bo przed obiadem mieliśmy, jak zwykle przeraźliwie nudną, Historię Magii.
Wpadam do swojego Dormitorium i rzucam torbę na łóżko. Nikogo nie ma prawie w Pokoju Wspólnym, to jest więc moja okazja, żeby zagrzać się przed kominkiem i jednocześnie trochę pouczyć na nadchodzące Eliksiry. Nie chcę zawieźć Slughorna, pokłada we mnie tyle nadziei...
Chwilę później jestem już w świecie warzenia Wywaru Żywej Śmierci. Zastanawia mnie, czy Slughorn naprawdę da wszystkim uczniom nalewkę z piołunu, która jest niezbędna. Szczerze w to wątpię, bo jest bardzo droga. Poczekamy, zobaczymy.
Nagle słyszę, jak obraz Grubej Damy przesuwa się. Mam nadzieję, że to Dorcas lub Peter i zaraz opowiedzą mi o kłótni. Lubię być o wszystkim poinformowana.
Ale nie. To tylko James. Albo i AŻ James. Nie wiem, co zrobić, więc udaję, że go nie zauważyłam.
- Evans jak zwykle z nosem w książce do eliksirów - uśmiecha się ironicznie.
I, o zgrozo, siada obok mnie. Wzdycham ciężko, bo naprawdę chciałam mieć spokój. Szczególnie od niego...
- Wal prosto z mostu, o co chodzi? Jestem trochę zajęta - próbuję speszyć go spojrzeniem, ale zapominam, że James'a coś takiego nigdy nie peszy.
Chłopak poprawia swoją grzywkę. Trochę łagodnieje i znów patrzy mi prosto w oczy.



- Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem tak mieszać ci w głowie... Chociaż dalej nie powiedziałaś mi, czemu nie było cię na Ceremonii Przydziału.
Otwieram szeroko oczy. Po nim spodziewać się można wszystkiego: chamskiego żartu, wielkiej obelgi, drwienia z ciebie, drwienia z twoich przyjaciół, popisywania się, ale... przeprosiny? I to jeszcze takie, które brzmiały naprawdę szczerze. Nie wiem co o tym myśleć, tym bardziej nie wiem, czy mówić mu dlaczego nie byłam na Ceremonii. Wyśmieje mnie, albo zacznie uważać mnie za wariatkę.
Tak naprawdę, nie wiem czemu wyszłam w trakcie jej trwania. Severus mówił kiedyś, że mam naprawdę potężne umiejętności, w końcu już jako mała dziewczynka potrafiłam kontrolować magię. Od pewnego czasu czuję niepokój... Wiem, że coś się stanie. I nie wiem dlaczego, czuję, że to będzie już wkrótce. Podczas Ceremonii poczułam to silniej niż zwykle. Musiałam wyjść się przewietrzyć, z dala od śmiechów, hałasu sztućców, widoku pierwszorocznych, którzy są beztroscy i radośni. Gdy tylko wyszłam, postanowiłam, że już nie wrócę na Wielką Salę. Chciałam iść do Pokoju Wspólnego, nawet jeśli nie znałam hasła, jakimś cudem wyciągnęłabym je od Grubej Damy. Wtedy jednak na drodze stanął mi James...
Po raz pierwszy od dawna czuję, że mogę mu zaufać. Strasznie dziwne uczucie... próbuję się przed nim bronić, ale nie mam tak silnej woli.
Dopiero, gdy jestem  w połowie swojej historii, uświadamiam sobie, że własnie wszystko opowiadam Potterowi. POTTEROWI! Jeden z moich większych sekretów właśnie powierzam najbardziej niedojrzałemu chłopakowi w całym Hogwarcie.
Gdy kończę opowiadać, przygotowuję się na wybuch śmiechu - głośnego i nadzwyczaj irytującego. Jednak nic takiego nie następuje. Cały czas miałam spuszczony wzrok, a gdy podnoszę go na twarz mojego dotychczasowego wroga, widzę na jego twarzy szok.
- Evans, mówisz serio? - pyta.
- Nie często mi się to zdarza, ale tak, mówię serio... - odpowiadam.
Niezręczna cisza. Super, więc Potter uważa mnie za wariatkę, i najpewniej wszystko rozpowie Huncwotom. Nie wiem, po co w ogóle mu się z tego zwierzałam, mogłam to przewidzieć. Jednak nie jestem taka mądra, jak myślałam.
- Dobra, mogłam się tego spodziewać. Nie mów przynajmniej Tessie, bo jej plotki są gorsze od twoich - wstaję i nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy.
Jestem już przy schodach do Dormitoriów, gdy czuję, jak ktoś łapie mnie za rękę. Zdziwiona odwracam się i widzę przed sobą czekoladowe oczy, uważnie mi się przypatrujące. Przełykam ślinę.
- Nikomu tego nie powiem, obiecuję. Cieszę się, że... mi to wyjaśniłaś.
Znowu mówi coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewałam. Nie wierzę, że to ten sam Potter. Ktoś musi się pod niego podszywać, albo dostał Imperiusem i nie wie, co robi. To jedyne racjonalne wyjaśnienia.
- Chciałbym, żebyś spotkała się ze mną i Huncwotami jutro, około pierwszej w nocy, przy chacie Hagrida. Myślę, że... moglibyśmy to wszystko wyjaśnić. Lily, możesz mi zaufać.
Pierwszy raz słyszę, jak wypowiada moje imię. W jego ustach brzmi naprawdę dobrze.
NIE!
NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE!
Otrząsam się z dziwnego transu. Do cholery, Evans, nie waż mi się tego robić! Nie cierpisz James'a Pottera, największego dupka jakiegokolwiek znałaś. Na pewno nie masz zamiaru spotkać się z nim i jego idiotyczną paczką w NOCY. W dodatku niedaleko Zakazanego Lasu.
Wyrywam mu się i po prostu uciekam do Dormitorium. Najgłupsza reakcja na jaką było mnie stać. Nie dziwne więc, że wchodząc do pokoju zaczynam bić poduszkę. Biedna poduszka. Postanawiam sobie, że przestanę ufać Rogaczowi, przestanę z nim rozmawiać, nie będę już w życiu dla niego miła. Miła? Pff. Będę znacznie gorsza.


Severus

Nie wierzę w to, co widzę. Avery i Femine naprawdę to robią - całują się w kącie korytarza. I żadne z nich nie wygląda na wystraszonego, robią to oboje z własnej woli. Muszę mieć naprawdę głupią minę, bo Mulciber zaczyna się ze mnie śmiać. 
- Zamknij się, Ciber. Dobrze wiesz, że nigdy się tego nie spodziewałem - warczę.
- Spokojnie, ja też nie. Najwidoczniej od dziś będziemy musieli się z tą babą użerać - jęczy.
Wzdycham ciężko. To prawda. Każda dotychczasowa dziewczyna Avery'ego przebywała z nami tak często, jak on. Tyle, że wszystkie jego dziewczyny byłe dość inteligentne. A co do Femine mam naprawdę poważne wątpliwości. 
- Dobra, zostawmy gołąbeczki w spokoju. Zaraz mamy Eliksiry, a Slughorn nienawidzi, gdy się spóźniamy. Po za tym mam przeczucie, że będzie chciał zwołać kolejne spotkanie Klubu Ślimaka - przewracamy oczami i wybuchamy śmiechem.
Jednak ja w duchu bardzo się cieszę. Lily również jest ulubienicą Slughorna, a wiem, że jej strasznie zależy na jego pochwałach i szacunku. Nie opuściła dotychczas żadnego spotkania Klubu Ślimaka. Problem w tym, że dotychczas za każdym razem chodziliśmy tam razem, oczywiście jako przyjaciele. Ale kilka miesięcy temu nazwałem ją szlamą i zaprzepaściłem wszystko... Tak naprawdę dobrze wiem, że nie chodziło jej tylko o to - ona po prostu nienawidzi Avery'ego i Mulcibera. Twierdzi, że ich zainteresowanie Czarną Magią źle się skończy. A nasze akcje związane z zastraszaniem mugolaków... 
- Tak właściwie, Severusie, musimy poważnie porozmawiać o kolejnej akcji. Ojciec zgodził się nam pomóc. Podobno on też należy do stowarzyszenia, które ma potężnego lidera... Wkrótce wszystko się zmieni, zobaczysz. To tylko kwestia czasu - uśmiecha się szeroko.
Ten uśmiech jest przerażający. 
- Nie wiem sam, co o tym myśleć... Nie wszyscy są tacy źli... Niektórzy naprawdę potężni. Wiesz też, że jestem półkrwi...
Mulciber zatrzymuje się i wpatruje we mnie z urazą.
- Chyba nie mówisz poważnie. Być półkrwi, a być mugolakiem, to coś zupełnie innego! Sam nam to tłumaczyłeś i wiesz, że tak jest. Mugolak to jak charłak, tylko ma więcej szczęścia. Dlaczego nagle zmieniasz zdanie? Chyba to nie przez tą szlamę, Evans - marszczy brwi.
- Nie, oczywiście, że nie... Po prostu... Mam wątpliwości. Muszę to wszystko przemyśleć - kręcę głową.
- To przemyśl. Chociaż naprawdę nie rozumiem, dlaczego nagle masz obawy. To ty dałeś nam świetne pomysły. Daj mi jutro znać, czy tchórzysz, czy też zostajesz - Ciber prycha drwiąco.
Cholera. Oboje wiemy, co jutro powiem. Nie jestem taki, jak myślą, nie jestem przesiąknięty nienawiścią do mugolaków tak bardzo jak oni. A to wszystko dzięki pewnej rudowłosej dziewczynie. 


Dorcas

- Wywar Żywej Śmierci nie jest skomplikowanym eliksirem, jest jednak bardzo niebezpieczny. Nawet same opary mogą wywołać niepożądane skutki. Ostrzegam więc was, niech nikt nie próbuje się go napić! Mamy dziś aż dwie godziny zajęć, myślę, że to spokojnie wystarczy. Trzymam kciuki, bo osoba, która przygotuje eliksir najlepiej, będzie miała wejściówkę na Święto Ślimaka. Warto się postarać i prześcignąć Lily Evans lub Severusa Snape'a, Czas, start! 
Wzdycham ciężko. Jestem niewyspana, ale jednocześnie cieszę się, że mogę chociaż chwilę zająć swoje myśli czymś innym, niż Tessą i Peterem. Po kłótni w Wielkiej Sali chodzę cała nabuzowana i wściekła na cały świat. Nie rozmawiam prawie z nikim, bo wiem, że to może się źle skończyć. Nie chcę na nikogo naskoczyć bez powodu. Jestem zbyt impulsywna, każdy, kto choć trochę lepiej mnie zna, dobrze o tym wie. Dlatego nie cieszę się, że muszę pracować obok Syriusza. Boję się, że zacznę na niego wrzeszczeć - dziś wkurza mnie nawet to, że za ciężko oddycha.
- Hej, Dor, masz może podręcznik? Zapomniałem swojego z Dormitorium - mruga do mnie z lekkim uśmiechem.



Biorę głęboki oddech.
- Jasne, położę na środku, tylko mi go nie zalej - ostrzegam. 
Łapa unosi ręce w obronnym geście. Przynajmniej on ma dobry humor. 
Slughorn rozdaje wszystkim nalewki z piołunu. Widzę, że robi to z wielkim bólem serca, ale sam kazał nam ten eliksir przygotować. Uśmiecham się, gdy widzę, jak Frank udaje, że wypija całą buteleczkę, a Alice piszczy wystraszona. Po chwili oboje wybuchają śmiechem, choć Al bardzo się przed tym broni. Frank dostaje kuksańca w żebro.
Zazdroszczę im. Nie widzą po za sobą świata, a nawet jeżeli się kłócą, godzą się po dwóch minutach. Nikt nie ma wątpliwości, że są dla siebie przeznaczeni. Dlaczego ja nie mogę mieć takiego kochającego chłopaka? Zerkam odruchowo na Łapę, który skupiony, dodaje do kociołka korzeń asfodelusa. Uśmiecha się do mnie lekko, mimo, że odwracam wzrok.
- Jesteś dzisiaj jakaś nieswoja. Wszystko okej? - pyta zaintrygowany.
Chwila, czy w jego głosie wyczuwam... zmartwienie? Nie, na pewno mi się tylko wydawało. 
- Taa.. Pokłóciłam się z Tessą. Tym razem rozpuszczała plotki o Peterze - tłumaczę zwięźle.
Syriusz uśmiecha się szeroko.
- Cholera, a już myślałem, że nigdy tego nie zrobisz. Ta idiotka obgaduje cię jak leci. Naprawdę tego nie zauważasz? 
Zaciskam pięści, przez przypadek gniotąc swój korzeń asfodelusa. 
- Wiem, że to robi, ale nie mogę tak po prostu przestać się z nią przyjaźnić. To zbyt skomplikowane.
... skomplikowane, bo mnie szantażuje. Nikt nie ma prawa o tym wiedzieć, nawet Syriusz czy Lily. Oni od razu zrobiliby z tego aferę, a właśnie tego nie chce Tessa. Po za tym, jesteśmy do siebie trochę podobne i mimo naszej chorej przyjaźni, w pewnym sensie ją rozumiem. Boi się, że to, co o niej wiem, może ją zniszczyć. Zresztą, vice versa. Gdyby Tessa upowszechniła te zdjęcia, nikt nigdy więcej by się do mnie nie odezwał. A już szczególnie Syriusz, na którym tak mi zależy...
- Jak sobie chcesz, dla mnie to trochę dziwne - wzrusza ramionami.
Każdy z nas powraca do swojej pracy.

***

Kończymy pod koniec drugiej godziny zajęć. Slughorn przechadza się pomiędzy stolikami i "kładzie" liść na  każdy eliksir. Kilka razy musiał wymieniać liście, co uznałam za dobry znak. Nagle podchodzi do stolika Rogacza i zszokowany wpatruje się w jego eliksir.
- To bardzo dobry wywar, panie Potter! Jestem naprawdę zszokowany! Może nie jest pan aż tak... marnie utalentowany w tym kierunku! No, no...
James wprost promienieje z dumy. Nie wiem, czemu aż tak mu na tym zależało, skoro nagroda to tylko głupia impreza u Slughorna. Ech, przecież chodzi o Lily. Uśmiecham się pozytywnie zaskoczona. Cieszę się, że Rogacz tak się stara. Widać naprawdę zależy mu na Rudej, czy ona tego chce, czy nie. 
Liść, położony na eliksirze James'a naprawdę się rozpada. Slughorn jest zszokowany, tak jak każdy z nas.
Podchodzi do kociołka Syriusza. Jego eliksir jest w kolorze krwistej czerwieni. Powinien być czarny.
- Jest pan daltonistą? - pyta zniesmaczony Ślimak.
Syriusz mruga kilka razy, zanim zrozumie, o co mu chodzi.
- Wydaje mi się, że nie - mruczy pod nosem.
Slughorn upuszcza liść na eliksir, a ten znika z cichym trzaskiem.
- Nie wiem, co właśnie wytworzyłeś synu, ale prędzej temu czemuś do eliksiru niewidzialności, niż do Wywaru Żywej Śmierci - kręci głową ze skrywanym rozbawieniem.
- Przynajmniej jestem oryginalny - prycha Łapa.
Teraz czas na mój test. Eliksir w kociołku jest czarny, jednak gdy mocniej się mu przyjrzeć, wygląda bardziej na granatowy.
Liść rozpada się na kawałeczki, ale one nie znikają, tylko unoszą się lekko na jego powierzchni.
- No cóż, to będzie Zadowalający, dla panny Meadowes. Co do pana Blacka... Przykro mi, ale muszę postawić Okropny. Jest szansa poprawy, chociaż wolałbym z teorii. Zgłoś się do mnie po zajęciach.
Slughorn dalej sprawdza eliksiry, a ja wpatruję się w Syriusza z rozbawieniem. Rzadko kiedy jego eliksiry są tak żałosne, jak dziś.
- Przyznaj się, że zawaliłeś to specjalnie - uśmiecham się lekko, a zły humor całkowicie mi przechodzi.
- Skąd wiedziałaś? Wolałem się upewnić, że nie pójdę na tą idiotyczną potańcówkę. Mimo, że są tu lepsi ode mnie, jakieś laski pewnie spróbują mnie zaprosić. Powiem, że Ślimak zabronił mi przychodzić z powodu mojego ostatniego eliksiru.
- To nie zadziała, już idzie jakaś chętna - prycham śmiechem.



Faktycznie, do stolika podchodzi niska Gryfonka, o pięknych, kruczoczarnych włosach. Znam ją z widzenia, ale oprócz tego, że chodzi z nami na lekcje, nigdy nie zamieniłam z nią ani jednego słowa. 
- Syriuszu, chciałam się spytać, czy pójdziesz ze mną na Święto Ślimaka. Należę do Klubu i mam zagwarantowane wejście. Zależy mi, bo... - ma niepewny głos, lekko piskliwy.
- Przykro mi, ale po mojej dzisiejszej akcji raczej nie będę mieć wstępu. Chociaż naprawdę bardzo bym chciał - odpowiada smutnym głosem. 
Ku mojemu wielkiemu zdumieniu, urok Łapy i jego historyjka robią swoje. Dziewczyna przeprasza i odchodzi. 
- Widzisz? - szczerzy się do mnie.
- Proszę o uwagę! Ogłaszam, że dziś najlepszy eliksir przygotował James Potter! Absolutnie nie wiem, jak tego dokonał, ale jestem pod ogromnym wrażeniem. Zapraszam cię na Święto Ślimaka. Członków Klubu, i pana Pottera, zaproszę do siebie dziś wieczorem po szczegóły. Dziękuję. 
Nagle słychać huk i dziewczyna o kruczoczarnych włosach osuwa się na ziemię.

PRZEPRASZAM ZA PRZERWĘ!
Oceny wystawione, koniec roku, więc wreszcie będę miała czas dla siebie i dla bloga!
Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów i waszych reakcji.
Będzie mi bardzo miło, jeżeli skomentujecie, co o tym sądzicie.
Widzimy się za dwa tygodnie!

3 komentarze :

  1. Witaj, kochana.
    Właśnie znalazłam trochę czasu i przeczytałam Twojego bloga od początku i ogromnie mi się spodobał.
    Zacznę może od tego, że urzekł mnie Twój James, który jest naprawdę uroczy. Widać, że się zmienił, wysłuchał Lily, martwi się o nią i stara się dla niej. ♡♡♡ Kocham, po prostu kocham Jily ♡♡
    Podoba mi się też to, że piszesz z różnych perspektyw, co urozmaica akcję.
    Polubiłam parę Alice & Frank, są tacy kochani tutaj, jakby stworzeni dla siebie, chociaż nie było o nich za wiele, ale i tak ♡♡♡.
    Ogólnie to polubiłam wszystkich bohaterów, no może oprócz Tessy, która była wredna dla Lily i odbija jej przyjaciółkę. O! I w dodatku szantażuje Dorcas!! Tu muszę powiedzieć, że zupełnie się tego nie spodziewałam. Zaskoczyłaś mnie :)
    Hm. A, jeszcze Snape i reszta Ślizgonów. Za nimi to zazwyczaj nie przepadam, więc tutaj też nie za bardzo, ale Gryfoni super!!! ♡♡
    Okej, pewnie zapomniałam o milionie rzeczy, które miałam napisać.
    Czy te przeczucia Lily okażą się uzasadnione? Czy coś złego się przydarzy? Co planują Ślizgoni odnośnie pełni i Remusa? I co się stało na eliksirach tej dziewczynie na sam koniec?
    Jojoj, ile pytań, a odpowiedzi brak. Mam nadzieję, że nowy rozdział będzie w najbliższej przyszłości :)
    Co jeszcze? James się tak starał zrobić ten eliksir, jejku, on jest taki cudowny ♡♡
    O, Syriusz też. Czerwony eliksir, daltonista, ale oryginalny :D Uwielbiam go. I nie chciał, żeby go jakaś dziewczyna zaprosiła na to przyjęcie. Może podoba mu się Dor, tak jak on jej? Może coś z tym zrobią? Mam nadzieję :)
    Jej, nie wiem, co jeszcze napisać :c
    Może, że mi się BARDZO, BARDZO podobało?
    Pozdrawiam serdecznie, życzę morza weny, udanych wakacji, czekam na następny rozdział i zapraszam do siebie :*
    Optimist
    [the-emerald-eyes.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Julka to było.... coś! O bogowie! Więcej niż coś! Te porównania, dynamika! Nie poznaje cię, ty szara myszko! :**

    OdpowiedzUsuń