piątek, 22 maja 2015

Rozdział 2

Severus



Gdy pierwszy raz dotarłem do Hogwartu, poczułem, że to będzie mój dom. Wraz z Lily obiecywaliśmy sobie, że kiedy będziemy starsi, będziemy uczestniczyć we wszystkich imprezach. I że nigdy poważnie się nie pokłócimy. 
Najwidoczniej takich obietnic lepiej nie składać, bo nigdy się nie spełnią.
Gdybym mógł cofnąć czas, to nigdy by się nie stało. Nigdy nie powiedziałbym czegoś tak okropnego. Ale co mogłem zrobić? Chciała dobrze, ale za każdym razem gdy stawała w mojej obronie, ludzie nabijali się, że musi mnie bronić baba, bo sam nie daję sobie rady. Tak naprawdę chętnie rzuciłbym zaklęcie Sectumsempra na tych dwóch debili, ale dobrze wiem, jakie byłyby konsekwencje - na pewno wyleciałbym ze szkoły. A wolałbym się zabić, niż wrócić do domu. Dom. Pff. Tego miejsca nawet nie da się w ten sposób nazwać. Ojciec od zawsze znęcał się nad matką, a mimo, że zawsze stawałem w jej obronie i samemu ostro mi się dostawało, matka wciąż pozostała zastraszona i nie umiała znaleźć w sobie odwagi by to wszystko zmienić. Tyle razy BŁAGAŁEM ją, żebyśmy uciekli. Nie chciała. Bała się. Ale wiem dobrze, że mimo okrucieństwa ojca, ona wciąż go kochała. Ba, zrobiłaby dla niego wszystko.
Dlaczego mówię w czasie przeszłym?!
Nie wiem, jak wytrzymam kolejne wakacje. Wiem jedynie tyle, że po zakończeniu szkoły wyprowadzam się. Rozmawiałem już z Avery'm. Zgodził się mnie na jakiś czas przechować po zakończeniu szkoły. A Mulciber, w zamian za kilka przysług, ma mnie przechowywać na wakacjach. Nie wiem, co bym bez nich zrobił.
Lily mówi, że są źli. Że wykorzystają mnie, a ja nawet tego nie zauważę. Ma rację. Ale są lojalni, a na tym najbardziej mi zależy.
I na niej. Na jej przebaczeniu.
Wreszcie podnoszę lekko głowę, żeby zobaczyć, czy przez te kilka minut coś się zmieniło. Nic. Avery wciąż kłóci się/flirtuje z tą idiotką, Femine, a Mulciber udaje, że robi zadanie z Eliksirów. Dałbym mu przepisać, ale on nie chciał dać mi z Transmutacji. W końcu sam musiałem napisać o wpływie wspaniałej i ważnej nauki, jaką jest Transmutacja, na świat czarodziejów. Chciało mi się rzygać, gdy wypisywałem te wszystkie puste frazesy. Mam nadzieję, że McGonagall będzie zadowolona, bo miałem naprawdę dużo innych rzeczy do roboty. Kogo ja oszukuję. Do wyboru miałem: robienie zadania lub przyglądanie się jak Avery bezskutecznie flirtuje z Femine. I robi to aż do teraz, od jakiejś godziny. Wciąż siedzą w tych samych pozach i wciąż ze sobą rozmawiają. Mam nadzieję, że nic z tego nie będzie, bo nie mam zamiaru przebywać w jej towarzystwie. Femine uważa, że eliksiry to zupełnie niepotrzebny przedmiot, a sama chce zostać aurorem. Gdzie tu jest sens, do cholery?!



- Nietoperzu, będziesz tu siedzieć cały wieczór? - słyszę znajomy głos.
Odwracam głowę w kierunku ślicznej, drobnej blondynki, o szlachetnych, zielonych oczach. Emily. Mimowolnie się uśmiecham, na co ona odpowiada mi tym samym. Pojawiają jej się dołeczki w policzkach.
Gdyby tak bardzo nie zależało mi na Lily, być może mógłbym się w niej zakochać. To jedyna osoba, która potrafi zrozumieć moje dziwactwa i mnie z nich nie rozlicza. Właściwie, to nie wiem, jakim cudem wytrzymuję z Avery'm i Mulciberem. Bez niej chyba bym zwariował.
- Lubię patrzeć, jak Avery próbuje poderwać Femine - mówię z sarkazmem.
Emily wybucha perlistym śmiechem. Wszystkie oczy Ślizgonów - a jest ich tu dość wielu - padają na nas. A właściwie, na nią. Ja jestem tylko cieniem naszego ponurego pokoju wspólnego. Emily to światełko, które świeci w ciemności. Według mnie, pasowałaby do Krukonów. Tiara jednak znalazła dla niej inną ścieżkę.
- Femine. Co oni wszyscy w niej widzą? - mówi z przekąsem.
Też się nad tym zastanawiam. Fakt, Femine jest dość... zgrabna, potrafi być wredna, jak na prawdziwą Ślizgonkę przystało, ale... nie ma nic w głowie. Kiedyś próbowałem z nią porozmawiać na poważniejsze tematy. Jej argumenty były tak żałosne, że o mało co, a nie wybuchłbym śmiechem.
Wzruszam ramionami, bo podchodzi do nas Avery. Uśmiecha się szeroko, wygląda jakby zaraz miał odlecieć. Prycham śmiechem, ale udaję, że kicham. Emily nie wytrzymuje i zanosi się zduszonym chichotem.
- O co wam chodzi? - rzednie mu mina.
- Nie chcesz wiedzieć - mruczę pod nosem.
Wzrusza ramionami i siada obok mnie na kanapie. Spogląda ukradkiem na chichoczącą Emily.
- Masz zrobione zadanie z eliksirów? - pyta.
Kręcę głową. Nie chce mi się tłumaczyć mu zagadnień, które są niezbędne nawet do przepisania mojej pracy. Wskazuję palcem na Mulcibera.
- Może Ciber już zrobił.
Tym oto sposobem pozbywam się na krótką chwilę Avery'ego. Emily czeka, aż znajdzie się poza zasięgiem.
- Tak właściwie, to musimy poważnie porozmawiać. Najlepiej teraz - wzdycha.
Jestem lekko zdziwiony. Zazwyczaj Emily poczekałaby na odpowiednią chwilę, nie moment, kiedy znajdujemy się w pokoju wspólnym, wraz z tyloma innymi Ślizgonami. Lubię swój dom, ale wiem, że nie warto ufać sobie nawzajem.
- Teraz? Tutaj?
- Aż tak głupia nie jestem. Po prostu wyjdźmy z pokoju.
Mówi to tak stanowczo, że głupio mi odmówić. Podążam za nią, starając się nie zwracać uwagi na zaciekawione spojrzenia paru osób.
Moją uwagę zwraca jednak wściekły wzrok Mulcibera.


Alice

- Frank! To nie jest śmieszne - szturcham go w ramię, ale zaraz sama wybucham głośnym śmiechem.
Nie umiem się na niego długo gniewać. Nawet, kiedy zaczyna mnie przedrzeźniać i nabijać się z moich rozczochranych włosów. 
Dorcas wybucha śmiechem, na widok pozy Franka. Też sama nie mogę się powstrzymać i wkrótce cały nasz stolik pokłada się ze śmiechu. Brakuje tylko Lily, ale wiem, że nie przepada za towarzystwem Syriusza. Siedzi teraz w dormitorium i czyta jaką książkę.
Wszyscy płaczemy ze śmiechu. Jedynie Remus przewraca oczami. 
- Ktoś umarł, Lunatyku? - pyta rozbawiona Dorcas.
Remus nie odpowiada, tylko wzdycha cicho. 
- Dostałem dzisiaj O z OPCM - burczy. 
Patrzymy po sobie, powstrzymując śmiech. Remus zawsze bardzo przejmuje się ocenami, w sumie jesteśmy w tym trochę do siebie podobni. Gdybym jednak to ja dostała O, raczej nie przejmowałabym się tym tak bardzo jak on. 
- O łiłkołakat? - mamrocze Syriusz, jedząc jakieś ciasto, które zwinął skrzatom.
Dorcas lekko się krzywi.
- Ta. O wilkołakach. Rozumiecie? Boże, jaka ironia losu - mruczy Remus.



Posyłam spojrzenie mówiące "pociesz go jakoś" Frankowi. On jednak już dawno poddał się i przestał pocieszać Remusa. Wszyscy mu współczujemy, ale jednak nie powinien wciąż się tym zamartwiać. Musi przynajmniej spróbować żyć normalnie. Tak jak każdy z nas. 
- Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że szanowna profesor Rotheu nie ocenia zbyt sprawiedliwie - Dorcas przewraca oczami, próbując jakoś pocieszyć Remusa.
Podobno w przyszłym roku Rotheu ma odejść. Mam wielką nadzieję, że już nigdy więcej jej nie spotkam. To przez nią mam takie złe oceny z OPCM. Gdy McGonagall rozmawiała ze mną na ten temat, chciała, żebym zaprezentowała jej jak rzucam podstawowe zaklęcie obronne i rozbrajające. Wszystko zrobiłam perfekcyjnie. Test z wiedzy książkowej też wypadł pomyślnie. Nie muszę już mówić o SUM'ach, które napisałam naprawdę dobrze. Ale szanowna pani profesor wie swoje...
- Hej Remi, możemy pogadać? - podskakuję na krześle, gdy słyszę głos April.
Lunatyk natychmiast wstaje. Posyłam porozumiewawcze spojrzenie Dorcas. Tylko ja, ona i Lily zauważyłyśmy, że czuje coś do ślicznej blondynki. Frank przewraca oczami, gdy Remus przeprasza nas i wychodzi z April na korytarz.
- Onji majo siem ku subłje - Syriusz przełyka kawałek ciasta. 
- Jesteś bardzo spostrzegawczy - zauważa sarkastycznie Frank.
Czyli jednak nie są tacy ślepi.


Remus 

Idę za April. Widzę, że idzie bardzo niepewnie. Pierwszy raz w życiu widzę ją taką zestresowaną. Zazwyczaj razem się śmiejemy, wygłupiamy. Owszem, kilka razy zdarzyło nam się pokłócić, ale nigdy nie była przerażona rozmową ze mną.
Mam wielką nadzieję, że chce mi coś wyznać.
Agh, jestem idiotą. Na pewno nie o to chodzi. Wątpię, czy cokolwiek do mnie czuje.
Idziemy dalej korytarzem, aż w końcu docieramy do obrazu wysokiej brunetki, która czesze swoje długie włosy. April rozgląda się dookoła.
- Zachowujesz się bardzo podejrzanie - stwierdzam.
- Cicho, bo wszystko zepsujesz - warczy. 



Więc się zamykam. Ufam jej na tyle, żeby pozwolić się dalej prowadzić. Tym razem skręcamy w małą odnogę głównego korytarza. Schodzimy na dół małymi schodkami. I dopiero wtedy uświadamiam sobie, że schodzimy do lochów. Nie wiem, dlaczego musimy rozmawiać akurat w lochach. 
- Teraz. Siedź. Cicho - popycha mnie do tyłu i staje za mną.
- Musisz robić z tego jakąś wielką tajemnicę?
Lekko szturcha mnie w biodro. Dobra, najwidoczniej musi. 
- ... myślę, że to ci pomoże - nagle słyszę ściszone głosy, dochodzące z dość daleka.
Świetnie jednak je słyszę. Dopiero teraz zauważam, że to dzięki April i jej geniuszowi - rzuciła jakieś zaklęcie. Muszę się jej potem spytać, jak to zrobiła. 
- Jesteś pewna, że tam będą?
- Pełnia jest za 2 dni. Jestem tego ABSOLUTNIE pewna, Nietoperzu.
- Ale w czym ma mi to do cholery pomóc?
- W wykazaniu, że to oni wciąż coś kombinują, nie wasze... stowarzyszenie.
Chwila ciszy. Próbuję rozpoznać głosy, jednak zaklęcie April trochę je modyfikuje. Na przykład nie mam pojęcia, czy są to głosy męskie lub żeńskie. Odwracam się i widzę, z jakim zainteresowaniem słucha konwersacji.
Wzmianka o pełni trochę mnie niepokoi. Chodzi tu o... mnie? 
- Prawdziwa Ślizgonka. Wciskasz nos w nieswoje sprawy... No dobra, ale mówiłaś, że wejścia chroni wierzba. 
- To nie jest żadna przeszkoda. Wystarczy, że ją zamrozisz. Albo.... coś. Masz tu pole do popisu. Nie jestem tak wybitną czarownicą, żeby aż tak ci pomagać.
Wierzba? Teraz jestem już pewny, że chodzi tu o nas, Huncwotów. Nie mam jednak pojęcia, dlaczego ta dwójka miałaby czegoś od nas chcieć. Większość Ślizgonów za nami nie przepada, to nie jest jednak żadna nowość. Po za tym, jakim cudem mogli dowiedzieć się o MNIE i o naszej Wrzeszczącej Chacie? I przede wszystkim... skąd April wie, że o tym rozmawiają? I jakim cudem zdążyła po mnie tak szybko przyjść? 
- Dzięki za informację. Ale nie wiem, co z tym zrobię. Muszę się zastanowić... Emily?
A więc Emily. Ślizgonka. Czy to mozliwe, że chodzi o Emily Sunset? 
Boże, współczuję jej nazwiska. 
Słychać ciche mruknięcie.
- Wiesz też o naszej akcji, prawda?
Westchnięcie.
- Nietoperzu, wiesz dobrze, że w tej sprawie cię nie popieram. Nie chcę znać szczegółów, ale Femine i tak już wystarczająco dużo mi nakablowała. Po prostu... uważaj, okej? Musisz patrzeć obiektywnie, szczególnie podczas rozmyślania nad tą sprawą. Tyle dzieciaków z pierwszych roków jest mugolakami. Do tego zagrozi ci wyrzucenie z Hogwartu.
- Dlatego chcę zamieszać w to Huncwotów. Przecież o tym wiesz, inaczej nie mówiłabyś mi o Wrzeszczącej Chacie.
Kolejne ciche westchnięcie.
- Nie chcę, żeby coś ci się stało. Rozumiesz?
- Wszystko będzie okej. Chodźmy do Avery'ego, wydaje mi się, że jednak muszę dać mu zadanie z eliksirów. 
Odchodzą. 
A ja wpatruję się zszokowany w April. 
Na której ta cała konwersacja najwyraźniej nie zrobiła najmniejszego wrażenia.
Uśmiecham się słabo, gdy widzę jak bardzo czeka na moją reakcję. 


Chciałabym podziękować wam za komentarze pod ostatnim postem! 
Dodało mi to motywacji! :)
W pasku "Informacje" rozpisałam się trochę nad moimi pomysłami co do rozdziału 2 :)

2 komentarze :

  1. Nie wiem jakim cudem nie zauważyłam, że rozdział już jest...
    Faaaaajny. Tylko co oni kombinują?
    I.Want. More. Now :)
    Pozdrawiam,
    Lena
    nie-mysl-o-szczesciu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Julia, Julia, Julia! Szok! Szok! Szok! Nie potrafię zrozumieć jak w tak wielu słowach mieścisz tak niewiele sytuacji! Niesamowite! Takie...Takie... Polityczne! O bogowie starzy i młodzi! NIESAMOWITE!

    OdpowiedzUsuń