Remus
Znudzony obserwuję przez lekko zapalcowane okno Pokoju Wspólnego, jak zachodzi słońce. Mam dosyć dzisiejszego dnia - jedynym ciekawym wydarzeniem były eliminacje do Quidditcha, ale i tak nikt mnie nie zaskoczył. No, może oprócz tego nowego chłopaka, Isaaca. Zauważyłem, że jest bardzo otwarty i towarzyski - zagadał chyba do większości Gryfonów z naszego rocznika.
Do pokoju wspólnego wchodzi właśnie roześmiana grupka: Isaac, Dorcas i Frank. Uśmiecham się pod nosem. Odruchowo zerkam na siedzącego obok Łapę - wydaje się niczego nie zauważać, trzymając jakąś książkę. Kiedy jednak lekko wychylam się, żeby przeczytać fragment strony, okazuje się, że jest do góry nogami. Powstrzymuję śmiech i lekko trącam Syriusza w ramię. Odwraca się natychmiast, zdezorientowany.
- Książka. Do góry nogami - mówię i tym razem już wybucham śmiechem.
- Zamknij się - burczy, ale przekręca książkę i znowu siada w tej nonszalanckiej pozie.
Z zadowoleniem widzę, że zaraz po Dorcas przez dziurę wchodzi April. Ma potargane przez wiatr włosy i lekko zaczerwienione policzki. Może wreszcie będziemy mogli ze sobą porozmawiać? Chociaż z taką ilością Gryfonów w pokoju będzie ciężko.
Obserwuję ją i czekam aż mnie zauważy, jednak idzie do swojego przyjaciela, Simona. Powstrzymuję zazdrość - przecież dobrze wiem, że nie mam czego zazdrościć. Wiele razy wyjaśniała mi, że jest dla niej jak brat. Szczerze mówiąc, zawsze dodawała mi tym otuchy i nadziei.
Zerkam w lewo, i widzę, że Isaac i Dorcas podchodzą do mnie i Łapy.
Obserwuję ją i czekam aż mnie zauważy, jednak idzie do swojego przyjaciela, Simona. Powstrzymuję zazdrość - przecież dobrze wiem, że nie mam czego zazdrościć. Wiele razy wyjaśniała mi, że jest dla niej jak brat. Szczerze mówiąc, zawsze dodawała mi tym otuchy i nadziei.
Zerkam w lewo, i widzę, że Isaac i Dorcas podchodzą do mnie i Łapy.
- Co słychać? - woła radośnie dziewczyna.
- Och, Dorcas, nie zauważyłem cię - mruczy Syriusz.
- Słynny Black? Jestem Isaac - nowy podaje rękę Łapie.
Ten z widoczną niechęcią ją przyjmuje i delikatnie nią potrząsa, jakby chłopak miał brudną rękę. Obserwuję to wszystko z uniesioną brwią.
- Więc, co robicie? - Dorcas dosiada się obok mnie, a Isaac siada na podłodze przed kanapą.
- Strasznie się nudzimy - marudzę - macie może coś ciekawego do opowiedzenia?
Dor i Isaac wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.
- Właściwie, to tak. Szliśmy z Frankiem przez błonia i spotkaliśmy na swojej drodze dwóch Ślizgonów. Ale gdy nas zobaczyli...
Nagle zaczynają opowiadać tę historię zupełnie niezrozumiale, ciągle sobie przerywają i wybuchają niekontrolowanym śmiechem. Ja reaguję na to z lekkim uśmiechem i staram się coś z ich opowieści zrozumieć, ale kiedy spoglądam na Syriusza, widzę, że wpatruje się w nich ze zdenerwowaną miną i nie wygląda ani trochę przyjaźnie. Jedyne sensowne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy, to zazdrość. Zastanawiam się, czy to możliwe, że podoba mu się Dorcas i w jakim momencie ich przyjaźni zmienił swoje zachowanie wobec niej. Piąty rok? Albo dopiero teraz? Będę musiał przeprowadzić śledztwo, bo wiadomo, że Black raczej nie przybiegnie do mnie opowiadać o swoich uczuciach.
Gdy kończą opowiadać i znów wybuchają śmiechem, Syriusz zamyka książkę i posyła im zirytowane spojrzenie.
- Fascynujące - komentuje i odchyla się lekko na kanapie.
Zawsze gdy tak robi, włącza mu się tryb dupka. Czuję zbliżające się niebezpieczeństwo.
- A więc, Isaac - podkreśla sarkastycznie - jak to jest się przeprowadzać do tak innego kraju?
Chłopak wydaje się zbity z tropu, ale uśmiecha się lekko i odpowiada.
- Wiesz, od dziecka czułem, że mam dwie ojczyzny, więc akurat z tym było najmniej problemów - lekko poprawia swoje włosy.
- Ludzie pewnie muszą tu być trochę inni - kontynuuje dalej Syriusz, a ja i Dorcas wymieniamy zaniepokojone spojrzenia.
- Mam jednak nadzieję, że rozumiesz, że twoja zagwarantowana pozycja jako obrońcy może szybko się zmienić - warczy Black i wstaje szybko, a później z uniesioną głową kieruje się do Dormitorium.
Patrzymy po sobie zdezorientowani. Ta sytuacja jest odrobinę śmieszna, ale ze względu na Isaaca powstrzymuję wesołość. Pewnie nie przywykł do gróźb, a Łapa ewidentnie zagroził mu wywaleniem z drużyny. No cóż, zazdrość ma naprawdę wielką moc!
- Myślicie, że to zrobi? - pyta cicho nowy.
- Niby co? - prycha nerwowo Dorcas.
- Nie wyrzuci cię, spokojnie. Po prostu... daj mu czas, żeby cię polubił - uśmiecham się przepraszająco.
- Nie wiem czy kiedykolwiek mnie polubi - markotnieje Isaac.
Dorcas zaczyna go pocieszać, wymyślając historię jak to na początku Syriusz jej nienawidził. Oboje jednak dobrze wiemy, że kiedy ktoś mu podpadnie, nie zmienia o nim zdania. Wystarczy spojrzeć na Severusa...
Postanawiam zmienić temat i po chwili wszyscy dyskutujemy o tym, który nauczyciel jest najgorszy, a który najlepszy. Udaje nam się poprawić humor Isaacowi, więc siedzimy do późnego wieczora, aż w końcu kleją nam się oczy i musimy iść spać.
- Ludzie pewnie muszą tu być trochę inni - kontynuuje dalej Syriusz, a ja i Dorcas wymieniamy zaniepokojone spojrzenia.
- Mam jednak nadzieję, że rozumiesz, że twoja zagwarantowana pozycja jako obrońcy może szybko się zmienić - warczy Black i wstaje szybko, a później z uniesioną głową kieruje się do Dormitorium.
Patrzymy po sobie zdezorientowani. Ta sytuacja jest odrobinę śmieszna, ale ze względu na Isaaca powstrzymuję wesołość. Pewnie nie przywykł do gróźb, a Łapa ewidentnie zagroził mu wywaleniem z drużyny. No cóż, zazdrość ma naprawdę wielką moc!
- Myślicie, że to zrobi? - pyta cicho nowy.
- Niby co? - prycha nerwowo Dorcas.
- Nie wyrzuci cię, spokojnie. Po prostu... daj mu czas, żeby cię polubił - uśmiecham się przepraszająco.
- Nie wiem czy kiedykolwiek mnie polubi - markotnieje Isaac.
Dorcas zaczyna go pocieszać, wymyślając historię jak to na początku Syriusz jej nienawidził. Oboje jednak dobrze wiemy, że kiedy ktoś mu podpadnie, nie zmienia o nim zdania. Wystarczy spojrzeć na Severusa...
Postanawiam zmienić temat i po chwili wszyscy dyskutujemy o tym, który nauczyciel jest najgorszy, a który najlepszy. Udaje nam się poprawić humor Isaacowi, więc siedzimy do późnego wieczora, aż w końcu kleją nam się oczy i musimy iść spać.
Dorcas
Przedzieram się przez mgliste wzgórza, próbując dotrzeć do zamku. Nie mam pojęcia, jak się tu znalazłam, ani właściwie, po co tak rozpaczliwie próbuję dostać się do mojej sypialni. Czuję jednak swoją determinację, tak ogromną, że aż sama jestem tym zdziwiona. Każdy krok jest ciężki, moje nogi zdają się być zrobione z ołowiu. Ale brnę do przodu. Zaciskam mocno zęby i tak długo brnę, aż w końcu przez mgłę przedziera się nieśmiałe światło. Niebieskie.
Otwieram oczy i wciągam głośno powietrze.
Leżę na łóżku, zaplątana w pościel. To był sen? Dlaczego zdawał się taki prawdziwy?
Gdy tylko dociera do mnie to, co się dzieje, zaczynam wszystko rozumieć.
W naszej sypialni znajduje się dwoje zamaskowanych intruzów. Stoją do mnie tyłem i widzę, że zarzucili na głowę kaptury swoich czarnych szat. Nachylają się nad łóżkiem Lily, a mój mózg zaczyna pracować na najwyższych obrotach.
Dlaczego nikt inny się nie budzi? Ten sen... Musieli nas czymś uśpić. Eliksirem. Najwidoczniej mój szósty zmysł nie mógł pozwolić sobie na nieprzytomność w takim momencie.
Chwytam różdżkę leżącą na szafce nocnej obok i nie waham się ani chwili.
- Drętwota! - krzyczę.
Jeden z intruzów upada na ziemię. Cóż, przynajmniej teraz będą wyrównane szanse. Ignorując fakt, że mam na sobie tylko cienką koszulę nocną, wyskakuję z łóżka i celuję w drugą osobę.
- Po co tu przyszliście?! - krzyczę.
Po szerokich barkach i lekko widocznym zza kaptura zaroście, stwierdzam, że to chłopak. Czy też mężczyzna?
Przeciwnik jednak nie ma zamiaru udzielać mi odpowiedzi. Wyciąga różdżkę i już ma rzucić we mnie zaklęciem, gdy drzwi naszej sypialni otwierają się z hukiem. Oboje zdziwieni odwracamy się w tamtą stronę i naszym oczom ukazuje się McGonagall, Slughorn i.. Alice?
No tak. Nie widziałam jej w sypialni, gdy szłam spać, ale myślałam, że może wymknęła się gdzieś z Frankiem - w końcu to kilka razy już się zdarzyło.
- Panie Woodlen, proszę odłożyć różdżkę - cedzi McGonagall.
Wpatruję się w nią z lekkim uśmiechem, a chłopak stojący na przeciwko mnie z rezygnacją opuszcza wycelowaną w moją twarz różdżkę. Po chwili, która zdaje się być wiecznością, ściąga również kaptur. Szybko go rozpoznaję - nigdy nie zamieniłam z nim ani jednego słowa, ale często widziałam go w Wielkiej Sali. Z tego co wiem, jest na siódmym roku w Slytherinie i popiera Avery'ego i Mulcibera.
Slughorn podchodzi do niego i wyprowadza go z sali. Ciekawe jak musi się czuć, jako jego opiekun. McGonagall i Alice podchodzą do znokautowanego przeze mnie drugiego chłopaka. Profesor bezceremonialnie ściąga mu kaptur i cmoka niezadowolona.
- Ben Stairose, ech, a zapowiadał się obiecująco.
Wstaje i zwraca się do Alice.
- Dziękuję za pomoc. Gdyby nie twoje ostrzeżenie, nie udałoby nam się... temu.... zapobiec. W nagrodę 50 punktów dla Gryffindoru - uśmiecha się lekko, po czym odwraca się w moją stronę - No i gratuluję panno Meadowes zachowania trzeźwości umysłu. Tylko najpotężniejsi czarodzieje mają tak wspaniałą intuicję i siłę woli.
Lekko się rumienię, ale nie mogę zaprzeczyć: czuję ogromną dumę i jednocześnie szok. Jakim cudem udało mi się obudzić? W tak kluczowym momencie? Kręcę lekko głową.
- Prawdopodobnie podali wszystkim dziewczętom Eliksir Słodkiego Snu, więc myślę, że nic im nie będzie. Ja zajmę się panem Stairose, a wy powinnyście już iść spać. Jutro czeka na was normalny dzień zajęć - uśmiecha się prawie niezauważalnie.
Wyciąga różdżkę i za jej pomocą unosi Bena, po czym wychodzi z pokoju. Patrzymy na siebie z Alice i lekko się uśmiechamy. Nie jestem pewna, czy zdołamy zasnąć.
James
Gdy Dorcas kończy opowiadać historię o włamaniu do ich sypialni, czuję jak się we mnie gotuje. Co trochę głupie, przejmuję się najbardziej tym, że nie byłem w stanie niczego zrobić by im pomóc.
Przy naszym stoliku rozpętała się prawdziwa burza mózgów - co zrobić? Jak zemścić się na tych fanatykach? Czy Lily może już spać spokojnie, czy inni po nią wrócą?
Wzdycham głęboko. Wiem, że Huncwoci mogą ją ochronić - tylko, czy będzie tego chciała? Nie rozmawiała ze mną od czasu imprezy. Taa, musiała zobaczyć jak Cathlyn się na mnie rzuca. Mam dość tego babska. Ciągle za mną chodzi i czegoś ode mnie chce. A mówiąc "czegoś ode mnie chce" mam na myśli obściskiwanie się na każdym kroku. Jako, że jestem dżentelmenem, ciężko mi odmówić, ale powoli mam tego naprawdę dość.
Gdy wyżaliłem się Peterowi, ten porządnie mnie zjechał i stwierdził, że jestem niedojrzałym idiotą, więc nie mam zamiaru prosić go o pomoc w przeproszeniu Evans. Muszę załatwić to sam. I to szybko, biorąc pod uwagę zbliżający się Bal Ślimaka. Nie mam zamiaru iść z Cathlyn, chociaż ona sama już to kilka razy proponowała.
Teraz, gdy patrzę na Lily - na jej rude włosy i pełne usta - czuję potworną wściekłość. Powinienem wiedzieć, że będą chcieli jej coś zrobić i powinienem ich powstrzymać. Dobrze, że Alice i Dorcas to załatwiły, chociaż większą satysfakcję sprawiłaby mi wieść, że ktoś im nieźle przywalił.
- Mam pomysł - odzywa się po chwili ciszy Remus - skoro prawie wszyscy w Slytherinie są za usuwaniem mugolaków, zakradniemy się do ich Pokoju Wspólnego i zostawimy im małą niespodziankę.
- To znaczy? - pyta zniechęcony Frank.
- Kilka ładunków pseudo-wybuchowych powinno załatwić sprawę - wzrusza ramionami.
- Serio Lunatyku? To poziom trzeciej klasy - wzdycham.
- Masz lepszy pomysł? Po za tym, nie możemy dać poznać, że to nasza wina, a nikt nie pomyśli że zniżylibyśmy się do takiego poziomu.
Patrzymy po sobie i każdy po kolei lekko przytakuje głową. Chcąc nie chcąc, muszę zrobić to samo. W sumie, jakiekolwiek działanie jest lepsze od czekania na najgorsze.
- To kiedy przeprowadzamy akcję? - pyta wyraźnie podekscytowana Dorcas.
Lily przez cały czas milczy. Spoglądam na nią uważnie - nie wygląda na smutną, ani tym bardziej na przestraszoną. Jest za to niezwykle zamyślona.
- Dziś w nocy? Nie ma co tracić czasu. Szczegóły obmyślimy na okienku, ale fajnie by było, gdyby ktoś już załatwił ładunki - Remus patrzy po wszystkich wyczekująco.
- Dobra, ja i Peter możemy - deklaruje się Frank.
Kończymy jeść śniadanie w atmosferze napięcia i lekkiego podekscytowania, które zawsze towarzyszyło nawet tym najmniejszym akcjom. Szczerze, nie jestem zachwycony pomysłem Lunatyka. Ale nie chcę wyjść na tchórza, no i nie możemy też się poddać.
Powoli wszyscy rozchodzą się, aby powoli ruszyć na pierwsze zajęcia. Myślę, że teraz albo nigdy i podbiegam do Lily. Łapię ją za ramię, a ona odruchowo odwraca się - przez ułamek sekundy myślę, że zaraz mi przywali, jednak reflektuje się i przybiera obojętny wyraz twarzy.
- Czego chcesz? - pyta lodowatym tonem, takim samym jakim się do mnie zwracała jeszcze jakiś czas temu.
Ogarnia mnie przeczucie, że wszystko spieprzyłem.
- Możemy pogadać? - uśmiecham się słabo.
- Masz 5 minut - wzdycha.
Odchodzimy na bok, żeby nie korkować korytarza i stajemy w okolicy ruchomych schodów. Mija nas Simon i April, a potem Syriusz i Dorcas - ci ostatni rzucają nam pytające spojrzenia, ale zbywam ich szybkim ruchem głowy.
- Jesteś na mnie wściekła - stwierdzam.
Lily unosi brwi. To wystarczy mi za potwierdzenie.
- Nie chciałem pocałować Cathlyn - wyrzucam z siebie.
- Ale to zrobiłeś - krzyżuje ramiona na piersi.
- To ONA to zrobiła - podkreślam.
Evans prycha ironicznie i ciężko wzdycha.
- To i tak nie ma znaczenia.
- Niby dlaczego?
- A dlaczego w ogóle ze mną o tym rozmawiasz?
- Mieliśmy iść razem na ten... bal.
- Idź z Cathlyn.
- Między nami wszystko skończone, naprawdę.
Nagle, oczywiście w najmniej odpowiednim momencie, podbiega do nas uradowana Cat. Wymyka mi się cichy, zrezygnowany jęk.
- James!! Szukałam cię dosłownie wszędzie!! Unikasz mnie? Chodź, muszę cię przedstawić dziewczynom, opowiadałam im niedawno jak świetnie całujesz - chichocze.
- Może będziemy mogli porozmawiać kiedy dojrzejesz, Potter - warczy Evans i odchodzi szybkim krokiem.
Wołam za nią, ale nie ma zamiaru się odwrócić, a co dopiero zatrzymać.
Spoglądam wściekły na Cathlyn. Gdybym mógł cofnąć czas, w ogóle nie poszedłbym na tą przeklętą imprezę.
- To co, idziemy? - uśmiecha się szeroko, totalnie ignorując dramatyczne odejście Lily.
- Zostaw mnie w końcu w spokoju - podnoszę głos i chcę odejść, ale łapie mnie za nadgarstek.
Posyła mi zdezorientowane spojrzenie.
- Jak to? Dlaczego? Co się stało?
- W ogóle mi się nie podobasz. Okropnie całujesz. Jesteś cholernie pusta, a twoje koleżanki na każdym kroku po tobie jeżdżą - te słowa sprawiają mi ogromną satysfakcję, bo marzyłem by je wypowiedzieć już od dawna - dlatego nigdy więcej już za mną nie chodź.
Wyrywam się z jej uścisku i pośpiesznie odchodzę. Zaledwie po kilku krokach, zamiast satysfakcji czuję przygniatające poczucie winy. Próbuję je zdusić, ale wiem, że zagnieździ się wśród innych rzeczy, z których nie jestem dumny. Cóż, Potter, jesteś wyjątkowym idiotą
Przy naszym stoliku rozpętała się prawdziwa burza mózgów - co zrobić? Jak zemścić się na tych fanatykach? Czy Lily może już spać spokojnie, czy inni po nią wrócą?
Wzdycham głęboko. Wiem, że Huncwoci mogą ją ochronić - tylko, czy będzie tego chciała? Nie rozmawiała ze mną od czasu imprezy. Taa, musiała zobaczyć jak Cathlyn się na mnie rzuca. Mam dość tego babska. Ciągle za mną chodzi i czegoś ode mnie chce. A mówiąc "czegoś ode mnie chce" mam na myśli obściskiwanie się na każdym kroku. Jako, że jestem dżentelmenem, ciężko mi odmówić, ale powoli mam tego naprawdę dość.
Gdy wyżaliłem się Peterowi, ten porządnie mnie zjechał i stwierdził, że jestem niedojrzałym idiotą, więc nie mam zamiaru prosić go o pomoc w przeproszeniu Evans. Muszę załatwić to sam. I to szybko, biorąc pod uwagę zbliżający się Bal Ślimaka. Nie mam zamiaru iść z Cathlyn, chociaż ona sama już to kilka razy proponowała.
Teraz, gdy patrzę na Lily - na jej rude włosy i pełne usta - czuję potworną wściekłość. Powinienem wiedzieć, że będą chcieli jej coś zrobić i powinienem ich powstrzymać. Dobrze, że Alice i Dorcas to załatwiły, chociaż większą satysfakcję sprawiłaby mi wieść, że ktoś im nieźle przywalił.
- Mam pomysł - odzywa się po chwili ciszy Remus - skoro prawie wszyscy w Slytherinie są za usuwaniem mugolaków, zakradniemy się do ich Pokoju Wspólnego i zostawimy im małą niespodziankę.
- To znaczy? - pyta zniechęcony Frank.
- Kilka ładunków pseudo-wybuchowych powinno załatwić sprawę - wzrusza ramionami.
- Serio Lunatyku? To poziom trzeciej klasy - wzdycham.
- Masz lepszy pomysł? Po za tym, nie możemy dać poznać, że to nasza wina, a nikt nie pomyśli że zniżylibyśmy się do takiego poziomu.
Patrzymy po sobie i każdy po kolei lekko przytakuje głową. Chcąc nie chcąc, muszę zrobić to samo. W sumie, jakiekolwiek działanie jest lepsze od czekania na najgorsze.
- To kiedy przeprowadzamy akcję? - pyta wyraźnie podekscytowana Dorcas.
Lily przez cały czas milczy. Spoglądam na nią uważnie - nie wygląda na smutną, ani tym bardziej na przestraszoną. Jest za to niezwykle zamyślona.
- Dziś w nocy? Nie ma co tracić czasu. Szczegóły obmyślimy na okienku, ale fajnie by było, gdyby ktoś już załatwił ładunki - Remus patrzy po wszystkich wyczekująco.
- Dobra, ja i Peter możemy - deklaruje się Frank.
Kończymy jeść śniadanie w atmosferze napięcia i lekkiego podekscytowania, które zawsze towarzyszyło nawet tym najmniejszym akcjom. Szczerze, nie jestem zachwycony pomysłem Lunatyka. Ale nie chcę wyjść na tchórza, no i nie możemy też się poddać.
Powoli wszyscy rozchodzą się, aby powoli ruszyć na pierwsze zajęcia. Myślę, że teraz albo nigdy i podbiegam do Lily. Łapię ją za ramię, a ona odruchowo odwraca się - przez ułamek sekundy myślę, że zaraz mi przywali, jednak reflektuje się i przybiera obojętny wyraz twarzy.
- Czego chcesz? - pyta lodowatym tonem, takim samym jakim się do mnie zwracała jeszcze jakiś czas temu.
Ogarnia mnie przeczucie, że wszystko spieprzyłem.
- Możemy pogadać? - uśmiecham się słabo.
- Masz 5 minut - wzdycha.
Odchodzimy na bok, żeby nie korkować korytarza i stajemy w okolicy ruchomych schodów. Mija nas Simon i April, a potem Syriusz i Dorcas - ci ostatni rzucają nam pytające spojrzenia, ale zbywam ich szybkim ruchem głowy.
- Jesteś na mnie wściekła - stwierdzam.
Lily unosi brwi. To wystarczy mi za potwierdzenie.
- Nie chciałem pocałować Cathlyn - wyrzucam z siebie.
- Ale to zrobiłeś - krzyżuje ramiona na piersi.
- To ONA to zrobiła - podkreślam.
Evans prycha ironicznie i ciężko wzdycha.
- To i tak nie ma znaczenia.
- Niby dlaczego?
- A dlaczego w ogóle ze mną o tym rozmawiasz?
- Mieliśmy iść razem na ten... bal.
- Idź z Cathlyn.
- Między nami wszystko skończone, naprawdę.
Nagle, oczywiście w najmniej odpowiednim momencie, podbiega do nas uradowana Cat. Wymyka mi się cichy, zrezygnowany jęk.
- James!! Szukałam cię dosłownie wszędzie!! Unikasz mnie? Chodź, muszę cię przedstawić dziewczynom, opowiadałam im niedawno jak świetnie całujesz - chichocze.
- Może będziemy mogli porozmawiać kiedy dojrzejesz, Potter - warczy Evans i odchodzi szybkim krokiem.
Wołam za nią, ale nie ma zamiaru się odwrócić, a co dopiero zatrzymać.
Spoglądam wściekły na Cathlyn. Gdybym mógł cofnąć czas, w ogóle nie poszedłbym na tą przeklętą imprezę.
- To co, idziemy? - uśmiecha się szeroko, totalnie ignorując dramatyczne odejście Lily.
- Zostaw mnie w końcu w spokoju - podnoszę głos i chcę odejść, ale łapie mnie za nadgarstek.
Posyła mi zdezorientowane spojrzenie.
- Jak to? Dlaczego? Co się stało?
- W ogóle mi się nie podobasz. Okropnie całujesz. Jesteś cholernie pusta, a twoje koleżanki na każdym kroku po tobie jeżdżą - te słowa sprawiają mi ogromną satysfakcję, bo marzyłem by je wypowiedzieć już od dawna - dlatego nigdy więcej już za mną nie chodź.
Wyrywam się z jej uścisku i pośpiesznie odchodzę. Zaledwie po kilku krokach, zamiast satysfakcji czuję przygniatające poczucie winy. Próbuję je zdusić, ale wiem, że zagnieździ się wśród innych rzeczy, z których nie jestem dumny. Cóż, Potter, jesteś wyjątkowym idiotą
***
Obrona przed Czarną Magią to mój ulubiony przedmiot. Niestety, poprzednie zajęcia zostały odwołane i właściwie szliśmy na pierwsze w tym roku szkolnym. Profesor Colamus budzi szacunek wszystkich uczniów, dlatego pięć minut przed lekcją wszyscy już czekają na swoich miejscach.
Punktualnie do sali wchodzi profesor - wysoki, barczysty blondyn, w średnim wieku z lekkim zarostem - jak zwykle ubrany w brązowy, lekko zniszczony płaszcz i zieloną koszulę. Bez zbędnego wstępu, bez żadnych wyjaśnień co do opóźnienia w zajęciach, wita się z nami i każe nam wyjąć różdżki. Wszyscy reagują na to z podekscytowaniem.
Colamus staje na środku klasy i obserwuje nas z lekkim uśmiechem.
- Pamiętacie pewnie wczesne lata waszej nauki, gdy uczyliście się podstawowych zaklęć przydatnych w pojedynkowaniu. Później jednak nie mieliście okazji, by zmierzyć się ze sobą ponownie. Cóż, to właśnie teraz się zmieni. Każde z was wylosuje partnera, ale nie będę ukrywać, niektóre losowana mogą zostać przeze mnie zmanipulowane - uśmiecha się, a co niektórzy cicho chichoczą.
Każe nam wstać, a gdy ostatnia osoba podniosi się z krzesła, macha różdżką i wszystkie ławki i krzesła wędrują w kąt pomieszczenia. Czuję się ożywiony, jak zwykle w tego typu sytuacjach. Nie mogę się doczekać pierwszego pojedynku.
Okrążamy profesora, a ten wyczarowuje miskę pełną złożonych karteczek, zapewne z naszymi imionami. Zamyka oczy, a potem wyciąga dwie z nich.
- Isaac Knightslav oraz Syriusz Black! - uśmiecha się szeroko.
Prycham śmiechem. Lunatyk zdążył już opowiedzieć mi o zazdrości Łapy i jego groźbie. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć uwolnioną złość Syriusza podczas pojedynku.
- Alice Rosenberg i Tessa Delanney!
Słyszę jęk Alice i też nie mogę powstrzymać śmiechu. Przynajmniej wiemy na 100%, że to ona wygra.
- Frank Longbottom i Caroline Johnson!
- Peter Pettigrew i Fray Brown!
- James Potter i... - zawiesza głos.
Ech, dlaczego zawsze mi muszą to robić?
- ... Remus Lupin - ogłasza.
Czuję wielką ulgę. Nie chciałbym być z Lily, bo wtedy miałbym naprawdę wielki orzech do zgryzienia - czy pokazać wszystkie swoje umiejętności by nie uznała mnie za frajera, czy też ją oszczędzić by nie uznała mnie za pozbawionego uczuć dupka? Trudny wybór.
Kilkanaście nazwisk później ustawiamy się wreszcie koło stworzonego przez profesora okręgu.
- Staniecie naprzeciwko siebie, z wycelowanymi różdżkami. Na mój znak zaczniecie się pojedynkować, aż jedna z osób wypadnie poza okrąg. Jasne? - wyjaśnia zasady.
Wszyscy kiwają głowami.
Do okręgu wchodzi ewidentnie zestresowany Isaac, a zaraz po nim Syriusz, promieniujący jak zwykle pewnością siebie. Jestem bardzo ciekaw tej walki - nie wątpię w powodzenie Łapy, ale liczę na mały pokaz umiejętności nowego.
Stają naprzeciwko siebie z zaciętymi minami. Obok wszyscy szepczą między sobą, pewnie obstawiając wygranego. Uśmiecham się lekko do stojącego obok mnie Petera i chcę spytać go o jego przeczucia, gdy nagle profesor ogłasza rozpoczęcie pojedynku.
Syriusz zaczyna przeprowadzać atak używając Expulso. Jestem trochę zdziwiony, że nie zaczął od czegoś mocniejszego! Isaac szybko wyczarowuje tarczę Protego, która skutecznie blokuje nadchodzącą Drętwotę. Łapa jednak natychmiast reflektuje się i wymierza Expelliarmus, które rozbija tarczę, przez co nowy na chwilę traci równowagę. Tym razem jednak to on rozpoczyna atak: rzuca Pertificus Totalus, jednak Syriuszowi udaje się zrobić widowiskowy unik. Uśmiecha się lekko do publiczności, która bije brawo, ale to sprawia, że na chwilę przestaje uważać. Isaac natychmiast wykorzystuje chwilę rozproszenia i trafia Blacka Rictusemprą. Wszyscy patrzą zszokowani jak Syriusz ląduje poza okręgiem i dostaje niekontrolowanego napadu śmiechu.
Założę się, że nikt nie spodziewał się jego przegranej i to w tak krótkim czasie. Szczerze, ja również. Obserwuję jak Łapa po chwili podnosi się wściekły i bez słowa staje obok mnie. Muszę zagryźć policzki, by się nie roześmiać. Na dokładkę Dorcas podbiega do Isaaca i szepcze mu coś rozemocjonowana - to zapewne nie pomoże Syriuszowi się uspokoić.
- Brawo dla pana Knighstlava! - śmieje się pod nosem profesor Colamus.
Syriusz zaczyna przeprowadzać atak używając Expulso. Jestem trochę zdziwiony, że nie zaczął od czegoś mocniejszego! Isaac szybko wyczarowuje tarczę Protego, która skutecznie blokuje nadchodzącą Drętwotę. Łapa jednak natychmiast reflektuje się i wymierza Expelliarmus, które rozbija tarczę, przez co nowy na chwilę traci równowagę. Tym razem jednak to on rozpoczyna atak: rzuca Pertificus Totalus, jednak Syriuszowi udaje się zrobić widowiskowy unik. Uśmiecha się lekko do publiczności, która bije brawo, ale to sprawia, że na chwilę przestaje uważać. Isaac natychmiast wykorzystuje chwilę rozproszenia i trafia Blacka Rictusemprą. Wszyscy patrzą zszokowani jak Syriusz ląduje poza okręgiem i dostaje niekontrolowanego napadu śmiechu.
Założę się, że nikt nie spodziewał się jego przegranej i to w tak krótkim czasie. Szczerze, ja również. Obserwuję jak Łapa po chwili podnosi się wściekły i bez słowa staje obok mnie. Muszę zagryźć policzki, by się nie roześmiać. Na dokładkę Dorcas podbiega do Isaaca i szepcze mu coś rozemocjonowana - to zapewne nie pomoże Syriuszowi się uspokoić.
- Brawo dla pana Knighstlava! - śmieje się pod nosem profesor Colamus.
Alice
Siedzimy w Pokoju Wspólnym, by wreszcie odbyć naradę dotyczącą przeprowadzenia naszej akcji. Peter i Frank, tak jak obiecali, załatwili nam ładunki pseudo-wybuchowe. Tak właściwie nie mam pojęcia jak one działają, ale najważniejsze, że Huncwoci wiedzą. Ja i Frank jesteśmy tylko ich pomocnikami, to oni będą odpowiedzialni za całą akcję.
Miałam nadzieję, że pojawi się Lily, ale nigdzie jej nie widać. Nie wiem, czy to ze względu na jej zagrożenie życia wczoraj w nocy, czy też nie ma ochoty przebywać w towarzystwie Jamesa. Jednak na razie mamy ważniejsze rzeczy na głowie, niż zamartwianie się o ich kolejny konflikt.
- Okej, więc czy ktoś będzie chętny do podstawienia ładunków, czy musimy losować tak jak zawsze? - wzdycha Remus.
Odpowiada mu cisza, więc wzdycha ponownie i wyciąga różdżkę. Kładzie ją na stole, a ona zaczyna jarzyć się bladym, fioletowym światłem. Po chwili wyczekiwania obraca się dookoła kilka razy, aż w końcu zatrzymuje się na Jamesie.
- Dobra, kogo wybierasz do pomocy? - pyta Lunatyk.
- Mogę iść sam - odpowiada Rogacz.
Z lekkim zdumieniem zauważam, że wyraźnie jest zadowolony z wylosowania go. Dlaczego więc nie chciał się zgłosić, skoro nie miał nic przeciwko?
- Na pewno? O wiele wygodniej będzie...
- Na pewno - przerywa mu stanowczo.
Wzruszamy ramionami, to w końcu jego decyzja.
Zaczynamy więc dopracowywać plan. Jak zwykle to Remus i Peter najczęściej się udzielają, co chwila wprowadzając jakieś zmiany do pomysłów innych. Nie ma ku temu wątpliwości, naprawdę wiedzą co robią. Syriusz i James rozluźniają atmosferę, ale również myślą intensywnie nad tym, jak sprawić by akcja zakończyła się sukcesem. Po dłuższym czasie burzy mózgów, w końcu dochodzimy do porozumienia.
- Dobra, więc mamy już wszystko uzgodnione. Będziemy musieli załatwić sprawę przed północą, bo po niej hasło, które poznamy stanie się nieaktualne. Przed samą akcją Peter zakradnie się pod peleryną niewidką Jamesa i będzie podsłuchiwał, jakie hasło jest nam potrzebne. Później wróci jak najszybciej będzie mógł, przekaże informacje i pelerynę Rogaczowi, któremu my wręczymy ładunki. On dostanie się do pokoju, tak by jakimś cudem nie został zdemaskowany. Podłoży ładunki w niepozornych miejscach, no i wtedy szybko ucieknie. Rano wywołamy ich eksplozję, a ich wybuch ułoży się w napis "Ostatni raz" - podsumowuje Lunatyk.
Kiwamy głowami, zadowoleni, że ułożyliśmy dość dobry plan.
Nagle do Pokoju wpada zdyszana Lily, z rozczochranymi włosami i zaczerwienionymi policzkami. Podbiega do naszego stolika i patrzy na nas ze zdeterminowaną miną.
- Wasza akcja niczego nie zmieni!
- Dlaczego? - patrzymy na nią wyczekująco.
- Bo właśnie przed chwilą zaatakowali dziewczynę z pierwszego roku!
Hej!
Rozdział wyszedł dość długi, mam nadzieję, że miło Wam się go czytało!
W kolejnym rozdziale będzie się trochę działo, bo skupi się w nim wiele rozpoczętych dotychczas wątków. W końcu rozdział 10, a więc okrągła liczba :D